Zakonnice niczym niewolnice księży. Brutalna prawda wyszła na jaw
Praca sióstr zakonnych nie należy do najprostszych. Niektóre to lubią, inne mniej. Przez złośliwych nazywane są służącymi księży, brutalniejsze określenia mówią o niewolnicach. To rzeczywistość w wielu polskich miastach. "Gazeta Wyborcza" opisała pracę zakonnic, ujawniając prawdę, której szczegóły wprowadzają w osłupienie. "Siostra zakonna spogląda znad garnków na zegarek, bo arcybiskup musi mieć na stole obiad podany co do minuty", czytamy. "Wyborcza" opisała pracę sióstr zakonnych w Poznaniu, ale autor spotkał się z falą krytyki. "Przedstawienie faktów nie jest dyskryminacją. Wręcz przeciwnie - to dostrzeżenie ich ciężkiej, niewidzialnej pracy. Bez sióstr zakonnych kościelni dostojnicy nie poradziliby sobie w najprostszych życiowych czynnościach: praniu, gotowaniu, sprzątaniu. Jeśli ktoś powinien się tego wstydzić, to nie siostry zakonne, lecz mężczyźni, którym z oddaniem usługują", pisze gazeta.
Zakonnice niczym niewolnice księży. "Obiad na stole musiał być podany co do minuty"
Środowiska katolickie uznały, że tekst "Wyborczej" narusza dobra osobiste zgromadzenia elżbietanek, a w zasadzie każdej z sióstr, ale "GW" stoi przy swoim i podaje kolejne informacje. "Fakty są takie, że siostry zakonne gotują, piorą i sprzątają mężczyznom w purpurach. Odpowiadając na list otwarty elżbietanek, przypomniałem wywiad, jakiego udzieliła "Wyborczej" jedna z nich. Siostra Remigia Soszyńska przez ponad 30 lat była kucharką poznańskich arcybiskupów. Opowiadała, że abp Gądecki jest fajny, bo nie grymasi i je wszystko, co siostra postawi na stole. Ale jeden z jego poprzedników abp Jerzy Stroba był bardziej wymagający: nie lubił spóźnień, obiad na stole musiał być podany co do minuty", czytamy.
Zakonnice niczym niewolnice księży. "Bez nich biskupi sami musieliby o siebie zadbać"
W gorącej dyskusji, jaka wywiązała się w tym temacie, pojawił się wątek zakonnic, które nie są szczęśliwie z powodu wykonywanej pracy. - Nie twierdziłem, że siostry gotujące dla biskupów czują się poniżane czy nieszczęśliwe. Nie oceniałem i nie deprecjonowałem ich pracy. Zwracałem jedynie uwagę, że bez sióstr zakonnych biskupi sami musieliby o siebie zadbać. I może gdyby to ich dotknęła proza życia, nie traciliby tak łatwo kontaktu z rzeczywistością - argumentuje Wyborcza. Autor tekstu podkreśla, że nie nazywa zakonnic służącymi, lecz zwraca uwagę, że pracują "JAK" służące. Nie "jako" służące, choć to zarzuciły mu osoby, którym tekst się nie spodobał. "Jeśli nie był to przypadek, to mamy dowód, że Kościół sięga w walce ze swoimi krytykami po chwyty naprawdę tanie i niegodne", pisze "GW" w swoim obszernym materiale.