O tym, w jakich warunkach przebywał pies, poinformowała Fundacja Duch Leona na Facebooku.
- Coffie przez 10 dni siedział zamknięty w tej budzie. Przez cały ten czas miał na pysku kaganiec, dwie porządnie zaciśnięte obroże, szelki i coś, czego zupełnie nie widać - niewiele grubszy od żyłki dławik, który tak wbił się w skórę, że po odcięciu trzeba go było odrywać, do dławika i szelek przypięte były dwie smycze - czytamy.
Dalej jest już tylko gorzej. Fundacja zwraca uwagę na skandaliczne warunki.
- Coffie wyprowadzany był w ten sposób dwa razy dziennie na krótkie spacero-treningi, na których mógł napić się wody i załatwić potrzeby fizjologiczne. Przez ten czas pies nie jadł, ponieważ "nie chciał podejmować" jedzenia, w sposób w jaki życzyli sobie trenerzy. Ósmego dnia żuchwa Coffiego utknęła w szparach kagańca i tak została do momentu przyjazdu właścicielki 10 dnia pobytu w tym miejscu. Oznacza to, że przez ten czas pies również nie pił, bo zwyczajnie nie miał jak. Wczoraj wieczorem Coffie dotarł do Ducha. Udało nam się zdjąć z niego wszystko, co miał na sobie, mógł się wreszcie swobodnie napić, je normalne posiłki z miski. Dziś rano byliśmy na spacerze, poznał też kilka psów z którymi biegał. Zrobimy wszystko, żeby Coffie znowu zaufał człowiekowi. Chcę tylko powiedzieć, że to kolejny zgnojony i upodlony do granic pies, który trafił do nas z tej pseudo szkoły i pseudo fundacji - głosi wpis na Facebooku.
Zobacz też: Sunia wpadła do studzienki i nie mogła się wydostać! Na pomoc ruszyli strażacy [ZDJĘCIA]
Z kolei ośrodek "Mam psa. I co teraz?" zaznacza, ze informacje podane przez Fundację Duch Leona są "przerysowane i niezgodne z rzeczywistością."
- Coffee trafił do nas 11.09.2023 i przebywał pod opieką naszej szkoły 10 dni. Właścicielka przywiozła psa w szelkach, smyczy behawioralnej, obroży oraz w kagańcu, który nie pozwalał na swobodne zianie, dlatego zaproponowaliśmy wymianę na bardziej komfortowy – taki, w którym mógł bez przeszkód pić, przyjmować pokarm oraz ziać. Właścicielka oznajmiła, że ona nie jest w stanie tego zrobić, ponieważ boi się psa, gdyż ten wykazuje zachowania agresywne. Zaproponowała wtedy wizytę u weterynarza, aby przeprowadzić sedacje i przygotować Coffeego do pobytu u nas. Otrzymała od nas jasne informacje, w jaki sposób będziemy pracować z psem w pierwszych dniach oraz jakie będzie miał u nas warunki (buda oraz kaganiec, dławik i podpięte smycze dla bezpieczeństwa pracowników i samego goldena) i wyraziła na to zgodę. Nie mogliśmy ulokować psa w kojcu ani klatce, ponieważ były one zajęte przez inne fundacyjne psy. Właścicielka nakreśliła sprawę jako bardzo pilną, dlatego zaproponowaliśmy budę – przyznajemy, że błędem było przyjęcie Coffeego na takich warunkach. Byliśmy jednak z właścicielką w stałym kontakcie – wysyłaliśmy informacje oraz filmy - czytamy w wyjaśnieniu.
- Aby ograniczyć stres, pies wychodził 2 razy dziennie. Mógł wtedy załatwić potrzeby fizjologiczne i oswoić się z otoczeniem – spędzał czas z trenerami na placu, swobodnie obserwując i eksplorując, by nabrać zaufania. Miał też kontakt z innymi psami przez płot. Coffee pił poza budą, ale miał również dostęp do wody z elektrolitami w budzie. Podawaliśmy mu karmę – suchą rozsypywaliśmy na legowisko w budzie, na trawę i do miski, ale też podawaliśmy mokrą karmę w misce. Ze względu na brak zaufania do człowieka oraz agresywne zachowania, Coffee nie był karmiony z ręki, ale zaczął jeść samodzielnie po kilku dniach. Poruszał się nieco sztywno, co również było widoczne na filmikach przesyłanych do właścicielki – tutaj chcemy zaznaczyć, że pies nieustannie był zestresowany i pomimo spacerów oraz pobytów na placu, nie oddał stolca. Zrobił to dopiero w dniu odbioru - czytamy.
Całość wyjaśnienia została opublikowana na Facebooku.