Zbrodnia w Chodzieży. 41-latek zabił żonę, synka i swoich rodziców
Nie milkną echa zbrodni w domu jednorodzinnym w Chodzieży, gdzie znaleziono 5 ciał. Jak wynika z informacji prokuratury, 41-letni Krzysztof A. zabił swojego kilkumiesięcznego synka Stasia, 38-letnią żonę Martę i swoich rodziców: 73-letniego Bogdana i 72-letnią Krystynę, po czym popełnił samobójstwo. Na ciałach ofiar, ale i sprawcy ujawniono rany cięte, w tym obrażenia szyi. Narzędziem zbrodni był prawdopodobnie nóż, który znaleziono przy mężczyźnie. On oraz jego żona i dziecko przeprowadzili się tam niedawno. To głównie dlatego, że ojciec 41-latka był ciężko chory i potrzebował ciągłej opieki.
Zabójca produkował "łapacze snów", które odganiają złe myśli i sny
Zabójca zajmował się w ostatnim czasie produkcją tzw. łapaczy snów - to wywodzące się z kultury północnoamerykańskich Indian przedmioty, które służą jednocześnie za ozdoby, jak i amulety odganiające złe sny i myśli i przynoszące szczęście. Jego żona robiła z kolei własnoręcznie zdobione torby, które sprzedawała w internecie. Mieli się poznać w Anglii, gdzie przez pewien czas mieszkał mężczyzna.
- Obojga małżonków można znaleźć w mediach społecznościowych. Profil Krzysztofa na Facebooku — występuje na nim pod pseudonimem — jest specyficzny. Zdjęcie profilowe przedstawia grafikę z głośnego filmu "Łowca jeleni" i mężczyznę grającego w tzw. rosyjską ruletkę, z wycelowanym w skroń rewolwerem. Inne, stare zdjęcie z okresu studiów, przedstawia scenę, jak Krzysztof, podczas imprezy w akademiku, odcina głowę "niewiernej kukle". Przy kolejnym zdjęciu z tej samej imprezy pojawia się dopisek, że zdjęcie miało ozdobić black metalową płytę — "niestety nigdy nie nagranej, bo nikt nie umiał na niczym grać" - informuje Onet.
Na sąsiadów 41-latka padł strach
Z okresu studiów, które kończył na Akademii Rolniczej w Poznaniu, pochodzi inne podejrzane zdarzenie z udziałem 41-latka. Jego sąsiedzi twierdzą, że widzieli go zakrwawionego turlającego się po trawniku w ogrodzie. Po tym jak w domu w Chodzieży ujawniono ciało mężczyzny i jego rodziny, ich sąsiadów ogarnął strach.
- Nie ukrywam, że niektórym udzieliła się panika. Ja sam musiałem uspokajać swoje dziecko do 3:00 w nocy, tłumaczyć, że nikt do nas nie przyjdzie, nikt nam nic nie zrobi. Szybko pojawiły się bowiem doniesienia o brutalności tej zbrodni. I pojawił się strach. Kiedy służby ogłosiły, że nie było udziału osób trzecich, ten strach ustąpił miejsca smutkowi i zadziwieniu - mówi jeden z lokalnych aktywistów, którego cytuje serwis wiadomosci.gazeta.pl.