Specjaliści nie zostawiają na programie Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej - nomen omen - suchej nitki i przekonują, że budowanie zbiorników na rzekach powoduje więcej strat niż zysków. Chodzi między innymi o zatrzymanie dynamiki rzeki. - Poniżej zbiornika dochodzi do erozji rzeki, woda zaczyna wypłukiwać materiał rzeki i obniża poziom dna - mówi Nieznański. Rzeka, która do tej pory zasilała wody gruntowe, zaczyna je po prostu drenować. - Zapory emitują ogromne ilości gazów cieplarnianych i zaburzają życie ekosystemów rzecznych - przekonują eksperci i przypominają, że 80 procent wielkich ryb słodkowodnych wyginęło w rzekach na świecie - między innymi - jesiotr ostronosy - właśnie przez zbiorniki zaporowe.
CZYTAJ: Jedna z najstarszych winnic na Podkarpaciu ZNISZCZONA W POWODZI! "Pomóż!"
Od zbiorników zaporowych oczekuje się gromadzenia wody, funkcji przeciwpowodziowych, walki z suszą, ale także... rekreacji. Tymczasem zdaniem specjalistów te funkcje są sprzeczne, a domniemanych zalet przeciwpowodziowych nikt nawet nie udowodnił. - Poza tym zbiorniki zaporowe są dobre tylko na małe i średnie powodzie - mówi Roman Konieczny, ekspert z koalicji „Ratujmy Rzeki”. - Zbiorniki zaporowe zatrzymują wodę w jednym miejscu, zaburzając jej dystrybucję do okolicznych obszarów. - Spada poziom wód w rzece i powoduje paradoksalnie lokalne susze - mówi Nieznański i podkreśla, że paradoksalnie zbiorniki zaporowe przyczyniają się do utraty wody. - Woda w zbiorniku zaporowym paruje szybciej niż ta w rzece - tłumaczy Nieznański.
Zbiorniki zaporowe mogą być też dużym zagrożeniem w przypadku powodzi. - W tym wypadku powinny być budowane zbiorniki wodne boczne, a nie na rzece - mówi Nieznański. To wymaga podejścia systemowego, a nie punktowego, zmieniającego środowisko.