Jest bardzo niebezpieczny i może to zrobić to jeszcze raz! Sprawa Zbysława C. z Poznania, który w biały dzień, z zimną krwią zamordował przypadkowe dziecko - trafiła na sądową wokandę. Finał dla nikogo nie jest zaskoczeniem. Zrobić coś tak potwornego nie mogła zrobić osoba poczytalna.
Ta tragedia wstrząsnęła całą Polską. 18 października ubiegłego roku, na ruchliwej ulicy Poznania, do grupy przedszkolaków, które wybrały się na pobliską pocztę, podszedł nieznajomy, starszy mężczyzna. Wychowawczynie nie zdążyły nawet zareagować, gdy 71-latek z kuchennym nożem rzucił się na 5-letniego Maurycego i zadał mu cios prosto w serce.
Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, a chłopiec był przypadkową ofiarą. Mimo reanimacji, Maurycy nie przeżył. Zmarł na stole operacyjnym.
Zbysław C. Jak gdyby nigdy nic chciał uciec z miejsca zbrodni, ale został złapany przez przypadkowe osoby. Do chwili morderstwa Zbysław C. był spokojnym emerytem, ale tego feralnego dnia zaczepiał ludzi, a nawet im groził. - Powiedział, że nie zginę od papierosów, tylko on mnie zabije - powiedziała Super Expressowi pani Natalia z pobliskiego sklepu, która chwilę przed zbrodnią rozmawiała z zabójcą. Zbysław C. - jak ustaliła prokuratura - leczył się neurologicznie.
Po obserwacji psychiatrycznej biegli orzekli, że napastnik, w chwili popełniania zbrodni, był niepoczytalny. Stwierdzili też, że jest bardzo niebezpieczny i na wolności byłby w stanie ponownie popełnić podobny czyn. Sąd nie miał więc wątpliwości, że mężczyzna powinien trafić do zamkniętego zakładu.
Co to oznacza? - Za zabójstwo mężczyzna nigdy nie usłyszy żadnego wyroku i nie poniesie żadnej odpowiedzialności karnej. Nie znaczy to jednak, że będzie na wolności. Zostanie bezterminowo umieszczony w zakładzie psychiatrycznym - mówi Super Expressowi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
72-latek miał być obecny w sądzie na posiedzeniu w swojej sprawie, ale prosto z aresztu ze względu na swój stan zdrowia musiał jechać do szpitala.