Mimo, że słońce rozświetlało okolicę, w Sulęcinku (woj. wielkopolskie) był to dzień rozpaczy. Żałobnicy z trudem powstrzymywali łzy nie mogąc dociec przyczyn tragedii. Dlaczego? - bezgłośnie zadawali pytanie.
Tydzień temu Sylwia N. (30 l.) nie stawiła się na służbę w komisariacie pod Swarzędzem. Zaniepokojeni koledzy rozpoczęli poszukiwania. Na leśnej polance niedaleko domu policjantki odnaleźli dwa ciała. Tam matka najpierw strzeliła w skroń synka, a potem sobie w usta. Nie zostawiła listu pożegnalnego. Śledczy wciąż nie znają motywów jej desperackiego kroku.
CZYTAJ: Środa Wielkopolska: Policjantka zastrzeliła siebie i synka. Słowa BABCI łamią serce
- Nie tak to powinno wyglądać. Teraz możemy tylko wspominać ostatnie rozmowy z nimi, spotkania, gesty, SMS-y - mówił ksiądz podczas mszy żałobnej w kościele w Sulęcinku. Później trumna ze zwłokami matki i synka została przewieziona na cmentarz w Solcu Wielkopolskim.
CZYTAJ: Środa Wielkopolska: Zastrzeliła synka i siebie. Kim była policjantka?
Kondukt żałobny odprowadził ją do grobu. Przed trumną szła policyjna delegacja z kwiatami i dzieci ze szkoły Wiktora ze sztandarem. - Nie wszystko układa się tak, jakbyśmy chcieli - powiedział ksiądz. - Sylwia potrzebowała pomocy i teraz może ją otrzymać od każdego, kto się za nią pomodli. Oddając jej w darze nawet trud życia. Śmierć nie przeszkadza Bogu w miłości - podkreślił duchowny.