Jedyny Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR) funkcjonuje obecnie w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. Aleksandrowicza (w tzw. szpitalu na Józefowie). Przed pandemią SOR był też w drugiej radomskiej lecznicy przy ul. Tochtermana. Teraz jednak – zgodnie z decyzją wojewody - placówka ta przyjmuje wyłącznie chorych na COVID-19.
Wszyscy pacjenci z innymi schorzeniami trafiają do szpitala na Józefowie. Zdaniem zarówno zarządu lecznicy, jak i lekarzy, sytuacja na oddziale staje się coraz bardziej dramatyczna: brakuje personelu, a pacjenci nie mają zapewnionej właściwej opieki.
"Nie mamy czasu zająć się dokładnie pacjentami, przejrzeć ich wyników, zlecić następnych leków, przegapiamy czas podania antybiotyków, bo fizycznie nie jesteśmy w stanie nad tym wszystkim zapanować. Jest nas za mało w stosunku do liczby pacjentów, którzy do nas trafiają" – powiedział we wtorek na specjalnej konferencji prasowej poświęconej sytuacji w szpitalu internista z SOR dr Piotr Kołodziej.
SOR w Radomiu. Jeden lekarz - kilkudziesięciu pacjentów
Dodał, że na dyżur na internistycznej część SOR-u trafia ok. 50-80 osób. Zdarza się, że zajmuje się nimi tylko jeden lekarz. Pacjenci nie mają gdzie leżeć. Jedynych osiem łóżek jest zawsze zajętych. Chorzy siedzą na korytarzach po kilka, a nawet kilkanaście godzin. Personel nie jest w stanie upilnować np. pacjenta z zaburzeniami pamięci, by nie wyszedł ze szpitala. Takie przypadki się już zdarzały. Latem 93-latek opuścił SOR, błąkał się po okolicy i nikt o tym nie wiedział. Zmarł na drugi dzień po odnalezieniu go w pobliskich zaroślach. Także w ostatnim czasie głośno było o sprawie pacjenta, którego zaginięcie zgłoszono na policję, podczas gdy on siedział przez kilka godzin na korytarzu SOR w tym samym miejscu, gdzie zostawili go ratownicy z pogotowia.
CZYTAJ TEŻ: Radom. Umierał, ale nikt go nie zauważył, drugiego znaleźli w krzakach. Gdzie byli lekarze?
Prezes zarządu szpitala Tomasz Skura potwierdził, że takich przypadków jest coraz więcej. "Ale w sytuacji tak wielkiego zapełnienia oddziału, niestety z przykrością muszę stwierdzić, chociaż to nie jest żadne wytłumaczenie, że takie sytuacje będą się zdarzać dalej" - oświadczył prezes.
Szpital w Radomiu na granicy wytrzymałości
Według niego sytuacja na SOR jest dramatyczna. "Nasz szpital jest na granicy wytrzymałości pod względem infrastrukturalnym i stanu kadrowego" – stwierdził prezes MSS. Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby przywrócenie Radomskiego Szpitala Specjalistycznego, obecnie covidowego, do pierwotnej funkcji szpitala wieloprofilowego. Oznaczałoby to otwarcie drugiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w mieście i odciążenia SOR-u na Józefowie.
"Proponujemy, aby szpitalem covidowym był nie szpital w Radomiu, ale jeden ze szpitali powiatowych działających w regionie" – stwierdził Skura. Dodał, że wielokrotnie informował o sytuacji na SOR służby wojewody mazowieckiego, jednak – jak zaznaczył – nie doczekał się żadnej odpowiedzi. "Nie możemy sobie pozwolić na tolerowanie takiej patologicznej sytuacji w tak dużym mieście jak Radom. Od miesięcy piszemy do wojewodów, do koordynatorów i nic"– stwierdził prezes szpitala.
"Potrzebujemy pomocy ze strony drugiego szpitala, w przeciwnym razie w ciągu miesiąca SOR się nam rozpadnie. Nie jesteśmy w stanie świadczyć usług medycznych, nie jesteśmy w stanie dopilnować norm, które się pacjentom należą" – stwierdził doktor Kołodziej. Według niego sytuacja, w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym jest "na granicy kryminału". "Nie jesteśmy w stanie fizycznie tak dalej pracować, padamy na nosy, nie chcemy umrzeć na zawał na dyżurze" – stwierdził internista.
Dodał, że lekarze w obawie przed błędami związanymi z natłokiem pracy, odchodzą z pracy na SOR. "Ja też jestem gotów zrezygnować, jeśli mam pracować sam – co się coraz częściej zdarza - i mieć na głowie wszystkich pacjentów" – stwierdził dr Kołodziej.
Według lekarza w ciągu dyżuru przez Szpitalny Oddział Ratunkowy przewija się tylu pacjentów, że trudno też zachować normy sanitarne. Jego zdaniem, "nie market, nie galeria handlowa ani kościół, tylko SOR w Radomiu od roku jest miejscem, gdzie najłatwiej złapać COVID-19".
"Nie ma żadnej normy 2 m od siebie, połowa starszych osób ściąga maski, pod pretekstem, że jest im duszno, wystawiają nie tylko nos, ale i odkrywają usta, i tak siedzą na korytarzu 5-6 godzin" – stwierdził lekarz.