Robert Skóra pracował jako fizjoterapeuta na oddziale rehabilitacji Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu. Niewykluczone, że zaraził się koronawirusem od pacjenta. Mężczyzna trafił do Radomskiego Szpitala Specjalistycznego, a test dał wynik pozytywny. Stan mężczyzny znacznie się pogorszył, dlatego trafił z oddziału wewnętrznego na OIOM, gdzie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Robert Skóra zmarł jako pierwszy medyk zakażony koronawirusem. Mężczyzna osierocił dwóch synów i żonę.
- Straciliśmy wspaniałego człowieka, świetnego fachowca i członka rodziny. Tej rodziny, którą tworzyliśmy z pracownikami. Każdy miał nadzieję, każdy się za niego modlił, ale niestety… - wspominał Andrzej Borsuk, terapeuta, współpracownik Roberta Skóry, w programie UWAGA! TVN.
PRZECZYTAJ TAKŻE >>> Pomagał innym do końca, zabiła go zaraza. Pogrzeb zmarłego fizjoterapeuty
„Na początku nie podjęto żadnych kroków”
Jak wynika z relacji pracowników lecznicy problem pojawił się w połowie marca, ponieważ wtedy okazało się, że na jednym z oddziałów pracował przez kilka dni zakażony lekarz.
- Na początku nie podjęto żadnych kroków. Wszyscy normalnie pracowali. Tylko od części personelu pobrano wymazy. Ponieważ część z nich okazała się dodatnia pojawili się też dodatni pacjenci. Zarządzono kwarantannę i zaczęło brakować personelu – w programie UWAGA! TVN opowiadała jedna z pielęgniarek.
Jak poinformowała pielęgniarka, potem nastąpiła wymiana personelu między oddziałami, wyszły również na jaw braki organizacyjne. Z relacji pracownicy wynika, że w placówce nie było miejsca, gdzie mogliby się przebrać i zostawić zakażoną odzież, a na oddziałach, gdzie potwierdzono ogniska inne pielęgniarki pracowały bez zabezpieczeń. Inna sanitariuszka powiedziała, że na początku marca, gdy pracownicy mówili, że nie mają maseczek to usłyszeli, że nie są im potrzebne i powinna je nosić osoba zarażona oraz mają myć ręce.
Wirus na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym
- SOR to jest taki odcinek, przez, który musi przejść każdy pacjent. Nie ma na SOR-ze czegoś takiego jak izolatka. Pacjentów kładzie się na sali obserwacyjnej. Po pewnym czasie przychodzi lekarz i mówi, że ten pacjent jest podejrzany i trzeba go odizolować. SOR-y mimo tej sytuacji są dalej przepełnione. Potem to się wszystko roznosi po szpitalu – powiedział w programie UWAGA! TVN pracownik szpitala.
Jak wynika z relacji pracownika, o tym ile jest zakażonych osób w szpitalu wyszło na jaw w momencie, kiedy ktoś z personelu nie wytrzymał i zaczął mówić o tym głośno w radiu. Dopiero później pojawiło się oświadczenie szpitala, w którym potwierdzono, że zakażonych jest blisko 100 osób.
ZOBACZ TAKŻE >>> Jak robić zakupy podczas epidemii koronawirusa. Kluczowe zasady
„Nawet osoba z gorączką i kaszląca musiała być na dyżurze”
Jak informuje w programie UWAGA! TVN pracownik szpitala to personel z podejrzeniem koronawirusa nie był kierowany na kwarantannę.
- Było zarządzenie, że mamy pracować do dnia wyniku. Czekało się na te wymazy, trzy, a nawet pięć dni. Mało tego, zdarzyły się u nas takie przypadki, że nawet osoba z gorączką i kaszląca musiała być na dyżurze. A następnego dnia okazywało się, że jest dodatnia – w programie mówił pracownik lecznicy.
- To jest codzienność szpitala. Wymaz i praca dalej. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że robimy badania systematycznie i do czasu stwierdzenia lub niestwierdzenia obecności wirusa, wszyscy idą do domu. W tym momencie cały szpital przestaje działać – mówił w programie Tomasz Skura, dyrektor Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu.