Przypomnijmy, że Radomski Szpital Specjalistyczny został przekształcony w placówkę jednoimienną na początku kwietnia. Oznacza to, że od tego czasu w Radomiu funkcjonuje tylko jedna lecznica przyjmująca osoby, które nie chorują na COVID-19. Jak poinformował Krzysztof Zając, wiceprezes lecznicy, zdarza się tak, że karetki muszą czekać na podjeździe.
- Można powiedzieć, że szpital się zapchał. Mamy problemy, żeby wszystkich, którzy przychodzą do szpitala hospitalizować. Na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym pracuje 10 lekarzy i oni nie są w stanie dobrze zbadać i ocenić stanu zdrowia 200 pacjentów. Do tego dochodzi jeszcze diagnostyka. Na SORze mamy osiem miejsc, gdzie pacjenci mogą czekać na wyniki, a potrzeba tam położyć nawet 50 chorych. Przyjeżdżają do nas osoby naprawdę chore, które potrzebują natychmiastowej pomocy. Jednak zdarza się, że karetki muszą na podjeździe czekać w kolejce. To naprawdę bardzo groźna sytuacja - powiedział Krzysztof Zając wiceprezes lecznicy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Koronawirus w Polsce. Czerwona strefa w regionie radomskim. Do tego powiatu wrócą radykalne obostrzenia!
Wiceprezes lecznicy dodał również, że decyzja o przekształceniu szpitala na Tochtermana w jednoimienny nie była dobra.
- Do tej pory liczba pacjentów rozkładała się na dwa oddziały. Teraz wszyscy przyjeżdżają do nas. Nie mamy wsparcia w ościennych szpitalach, więc dodatkowo trafiają do nas chorzy z całego regionu. Jeżeli jesienią będzie więcej chorych to szpital stanie się niewydolny. Warto tu powiedzieć, że ludzie boja się wizyty w szpitalu i trafiają do nas w ciężkim stanie i wymagają więcej pracy i opieki. Wtedy nie liczy się, czy ktoś ma COVID19 czy nie- trzeba ratować jego życie. Nasz personel jest bardzo zmęczony, bo pracuje na wysokich obrotach. 150 osób znajduje się na zwolnieniach albo urlopach - dodał wiceprezes szpitala.