Ratownicy zaznaczają, że małżeństwo było dobrze przygotowane do wędrówki - mieli zapas ubrań w plecaku, ciepłą herbatę, itp. Mimo to, trudne warunki takie jak silny wiatr, niska temperatura i duża wilgotność, opady śniegu sprawiły, że para nie poradziła sobie z wędrówką. Jak podają GOPR-owcy na szlaku były miejsca wywiane "do zera" jak i z ponad metrową pokrywą, a małżeństwo nie miało ze sobą rakiet śnieżnych ani nart. Mężczyzna torując drogę w okolicy Halicza osłabł na tyle, że nie mógł już kontynuować marszu. Zadzwonili po pomoc: "Jesteśmy między Haliczem i Rozsypańcem. Zamarzamy ....".
- Ratownik zbierając wywiad zapytał poszkodowanych m.in. o podanie numeru czerwonej tyczki ustawionej na szlaku przez Bieszczadzki Park Narodowy i dzięki temu szybko ustaliśmy ich dokładną pozycję.- informują ratownicy.
Pierwsi ratownicy na nartach skiturowych dotarli do małżeństwa w 2 godziny co jak zaznaczają ratownicy górscy jest świetnym wynikiem w takich warunkach. Następnie dotarli kolejni GOPR-owcy. W akcji wzięło udział około 15 ratowników. Niestety, mężczyzna nie był w stanie iść o własnych siłach, do tego istniało podejrzenie odmrożenia stóp.
- Dlatego też został zwieziony na Przełęcz Bukowską w noszach typu sked i dalej w pulkach za skuterem. W Wołosatym został przekazany załodze karetki pogotowia, gdzie po zbadaniu okazało się, że nie wymaga dalszej opieki medycznej. -informują ratownicy GOPR.
Polecany artykuł: