Tajemnicze zwłoki znaleziono w lesie w Boreczku
W poniedziałek 30 listopada policjanci znaleźli w lesie w Boreczku zwęglone ciało. Sprawa wyglądała bardzo tajemniczo. Jak się okazało, był to 40-letni Andrzej B., mieszkaniec pow. ropczycko-sędziszowskiego, który został zamordowany, a później spalono jego ciało w lesie. Policjanci wytypowali mężczyznę podejrzewanego o dokonanie tej zbrodni. Do zatrzymania doszło w jednym z mieszkań w Krakowie, gdzie przebywał 29-latek. Wkrótce miał wyjechać za granicę. Jak pisaliśmy na łamach "Super Expressu" policjanci ustalili, że do tragedii doszło podczas alkoholowego spotkania. W pewnym momencie pomiędzy dwoma mężczyznami wywiązała się sprzeczka, podczas której 29-latek miał uderzyć kolegę w głowę, a gdy ten upadł na podłogę, miał go dusić, powodując jego zgon. Sprawca, aby ukryć ślady zbrodni, wywiózł ciało do lasu i tam je podpalił. Podejrzanym o zabójstwo okazał się 29-letni Sławomir, również mieszkaniec Sędziszowa Małopolskiego, który trafił do policyjnego aresztu.
Czytaj również: Boreczek: dlaczego ZABITO i spalono Andrzeja B.? OSIEROCIŁ 8-letniego synka [WIDEO, GALERIA]
Śmierć Andrzeja B. Kolejna osoba w sprawie z zarzutami
Jak poinformował nas Paweł Król, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie kolejnej osobie przedstawiono zarzuty w tej sprawie. Chodzi o Kamila Ł., któremu przedstawiono dwa zarzuty - z artykułu 262 (dotyczący znieważenia zwłok) oraz artykuł 239, który dotyczy pomocy udzielonej sprawcy.
Pierwszymi, którzy trafili na zwęglone ciało, było małżeństwo z wioski Boreczek. Kobieta wyszła na spacer z psem i to on znalazł spalone ludzkie szczątki...
- Przeraziłam się, ale od razu wiedziałam, że to spalony człowiek. Zwęglone było dosłownie wszytko oprócz jednej nogi od stopy do kolana. Nawet nie można było rozpoznać czy to mężczyzna, czy kobieta. Natychmiast pobiegłam do męża. On najpierw mi nie wierzył, potem sam poszedł zobaczyć i zadzwonił na policję. To kazali mu czekać i pilnować tego, żeby nikt nie zadeptywał śladów. On stał trochę dalej i czekał. Od razu z mężem rozmawialiśmy, że to musiał być jakiś miejscowy, bo dojechać tam jest bardzo ciężko. Tylko okoliczni znają tą drogę, której nie widać. Jeżdżą tam notorycznie zakochane pary pobaraszkować i czasem wioskowi chodzą na spacery. Nikt inny nie mógł przyjechać- relacjonowała kobieta, która znalazła zwęglone zwłoki.