Sąd zdecydował, że troje członków rodziny K. powinno trafić do więzienia na rok. Tak się jednak nie stało. Rodzinę K. skazano za dręczenie, ciągłe śledzenie, wyzywanie i grożenie śmiercią Bożenie Wołowicz. Skazani powinni wypłacić swojej ofierze 75 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Matce i córce sąd odroczył wykonanie kary, a Andrzejowi K. więzienie zamieniono na dozór elektroniczny. – Jestem bardzo zawiedziona polskim wymiarem sprawiedliwości. Tyle emocji, smutku, wylanych łez przez tyle lat – mówi Bożena Wołowicz przed kamerami TVN.
Kobieta miała już dość użerania się z kłopotliwymi sąsiadami i w 2020 roku sprzedała dom. Nowym właścicielem został pan Antoni. Wiedział o kłopotach poprzedniej właścicielki z sąsiadami. Teraz starszy mężczyzna oraz pani Patrycja, jego sąsiadka, także są nękani przez rodzinę K. Pan Antoni mówi wprost, że "oni nikogo się nie boją".
Dramat pani Antoniego
Początek znajomości pana Antoniego z rodziną K. nie zapowiadał kłopotów. Z czasem sytuacja pogarszała się. Dość kłopotliwej rodziny mieli nawet robotnicy pracujący przy remoncie domu. Rodzina K. żąda nawet pieniędzy od starszego mężczyzny. – Cały czas mówi, że mam zapłacić 30 tys. zł za media, bo prąd tam jest jej – mówi pan Antoni w rozmowie z reporterami "Uwagi". Mężczyzna potrzebuje spokoju, ale przy takich sąsiadach nie może na to liczyć. – Mam problem z kręgosłupem, ucisk na nerwy po wypadku. Leczę się także na depresję – wyznaje nowy sąsiad rodziny K.
Rodzina K. straszy dzieci sąsiadów
Nie tylko pan Antoni uporczywie walczy z kłopotliwymi sąsiadami. Tak samo jest w przypadku pani Patrycji i jej rodziny. Po sąsiedzku z rodziną K. mieszkają od 2014 roku. Razem z Bożeną Wołowicz byli oskarżycielami posiłkowymi przed sądem przeciwko rodzinie K., którzy obelg i wyzwisk nie szczędzili nawet dzieciom pani Patrycji, w wieku 4 i 8 lat. Sytuacja jest fatalna do tego stopnia, że kiedyś syn pani Patrycji uciekł do lasu przed rodziną K. – Syn uciekł do lasu. Bardzo się przestraszył, kiedy wrócił, opowiadał, że był roztrzęsiony, biegł i nawet się nie odwracał. Kiedy szukałam go w lesie, krzyczałam, to się nie odzywał, bo bał się, że to one go szukają – opowiada w "Uwadze" pani Patrycja. Podobnych incydentów było więcej. Andrzej K. miał być widziany pod domem pani Patrycji z młotkiem w ręku. Sąsiedzi rodziny K. są przerażeni. – Chcemy swobodnie, normalnie żyć. Nie chcę się martwić, że moje dziecko wyjdzie przed dom i nie wróci – mówi załamana pani Patrycja.