Choć jeepami do bieszczadzkich chronionych lasów wjeżdżać nie można, są osoby, które dla selfie lub filmiku z dziką zwierzyną, są w stanie łamać wszelkie zakazy i niepokoić zwierzęta. Jedno z takich zdarzeń uchwycił fotograf Mateusz Matysiak. Sam od jakiegoś czasu pieszo podążał za watahą wilków. Czając się przez wiele godzin w zaroślach obserwował ich zachowanie. Feralnego dnia zauważył nieodpowiedzialnych turystów. Całą sprawę opisał na profilu Bieszczadzcy Mocarze:
Polecany artykuł:
"Otóż nie mieliśmy dziś z watahą dobrego wieczoru. I pół biedy z moim całodniowym, zmarnowanym wyczekiwaniem w przeklętym wietrze na jakikolwiek ruch słodko śpiących cały dzień wilków. Ale bezczelnemu, bezpardonowemu Krakusowi w wyprawowym grand cherokee'm z szeroko uśmiechniętą pasażerką, odpuścić nie sposób. Bo czy ktoś taki, kto gania na pełnym gazie watahę wilków po bieszczadzkich, chronionych bezdrożach (z dala od dróg i stokówek) zasługuje na milczenie i bezczynność?!"
Sprawę zgłoszono odpowiednim służbom, w tym policji. Zna ją też Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Jak mówi nam Łukasz Lis z RDOŚ, wilki to gatunek chroniony, dlatego obowiązuje bezwzględny zakaz ich płoszenia.
W tym wypadku turyści złamali kilka zakazów - wjechali w ostoję żubrów, niepokoili zwierzynę, wjechali samochodem na teren rezerwatu.
Jakiś czas temu głośno było też o nieodpowiedzialnych odwiedzających Bieszczady, którzy dla selfie z niedźwiedziami podchodzili bardzo blisko zwierząt. Pamiętajmy, że zdenerwowany miś może zaatakować, a spotkanie z nim może skończyć się naszą śmiercią. Bieszczadzkie niedźwiedzie niewiele mają wspólnego z tymi pokazywanymi w bajkach - brunatny z Podkarpacia to nie Miś Yogi.
Zobacz też: Nisko: 17-latek zamiast iść do szkoły upił się i spał na przystanku. Przed śmiercią z wychłodzenia uratował go przechodzień
ZOBACZ TO WIDEO: