Dramat w Mielcu. Nie żyje chory 13-latek
Damian B. od początku miał bardzo ciężkie życie.
-Syn z jego matką ożenili się potajemnie. Potem urodził im się chłopak. Jednak, gdy Damianek miał 6 miesięcy to sąd mi i małżonce przyznał prawo do opieki, bo dzieci nadużywały alkoholu i narkotyków- relacjonował Dariusz B. -Żona pojechała za granicę i ja zostałem sam z chłopakiem. Karmiłem go, wysyłałem do Ośrodka, gdzie był rehabilitowany. We wszystkim trzeba było mu pomagać. Miksować jedzenie, trzymać za ręce, żeby przeszedł kawałek. Sam nie wstawał z łóżka, nie korzystał z ubikacji. Nic sam nie robił, nie mówił i budził się w nocy. Nawet po kilka razy- dodał dziadek chłopca.
20 stycznia, około 16.30 w mieleckim mieszkaniu na czwartym piętrze dziadek położył się spać. Jak sam przyznał był zmęczony, bo wnuk w nocy charczał. Chłopiec leżał w swoim pokoju na łóżku. Gdy dziadek się obudził po około godzinie chłopiec leżał na podłodze i nie oddychał.
-Zacząłem go reanimować, ale nie reagował. Potem zadzwoniłem po pogotowie. Przyjechali i też go reanimowali, ale nie pomogli. Nie wiem, czego umarł. Nie ma jeszcze wyników sekcji zwłok. Ale pewnie postawią mi jakieś zarzuty za zaniedbanie, bo ci lekarze z karetki byli tacy nieprzyjemni. Pytali mnie dlaczego Damianek ma takie zaciśnięte szczęki i mówił coś, że ma krew na twarzy, no i jest ubrudzony kałem. Zaraz przyjechała policja. Trochę się gorzej czułem. Faktycznie mogłem go ostatnie dni zaniedbać i pewnie postawią mi jakieś zarzuty. W mieszkaniu zobaczyli psią kupę, trochę bałagan i ten Damianek był troszkę w kupie, ale to mogło się stać w każdej chwili. No zobaczymy- mówił sześćdziesięciolatek.
Rzecznik Prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu potwierdził, że mielecka prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci
- To bardzo wczesny etap. Nie mogę mówić o szczegółach. Nie mamy jeszcze wyników sekcji zwłok, ale na pewno zbadamy, czy zaniedbanie mogło przyczynić się do śmierci trzynastolatka - powiedział Andrzej Dubiel.
Dziadek chłopca twierdzi, że sam jest schorowany i nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestii zaniedbania. Uważa, że w jego domu nic złego nie działo się chłopcu. Nawet robił postępy- Chociaż lekarze mówili, że nigdy nie będzie chodził, to on zaczął. Trzymany za ręce, powolutku szedł. Zabierałam go do lekarzy i karmiłem. Miał zapewniony Ośrodek i rehabilitację. Nikt nie powie, że czegoś mu nie dałem - podsumował dziadek chłopca.