Szybki wybuch formy i przygasły blask talentu
Urodzony w 1995 roku Adam Ruda był pierwszym w historii skoczkiem z Podkarpacia, który znalazł się w kadrach Polskiego Związku Narciarskiego. Jako junior w grudniu 2014 roku zaskoczył wszystkich zdobywając srebrny medal w Mistrzostwach Polski w Wiśle. Wówczas przegrał tylko z Piotrem Żyłą, w pokonanym polu zostawiając m.in. Dawida Kubackiego, czy Macieja Kota. Dodajmy, że na swoim koncie ma także letni rekord Wielkiej Krokwi w Zakopanem (139,5 metra), który osiągnął podczas zwycięskiego konkursu z cyklu FIS Cup w 2013 roku.
Kolejne lata były dla pochodzącego spod Sanoka zawodnika znacznie trudniejsze. Reprezentant klubu ZTS Zakucie Zagórz wypadł z kadry juniorskiej, a jego sportowy progres wyraźnie się zatrzymał. Brak wsparcia finansowego od sponsorów, w dość sezonowej dyscyplinie jaką są skoki narciarskie, był jednym z kluczowych powodów decyzji o zakończeniu przygody z lataniem na nartach.
Praca przy odwiertach i jako kurier
Zaczęły się wyzwania dnia codziennego powiązane z pracą, która pozwoliłaby młodemu mężczyźnie na zarobienie pieniędzy. - Pracowałem około trzy lata w Geofizyce Toruń. Tam moje zadanie polegało na pomocy w badaniach i odwiertach w poszukiwaniu ropy. Później zmieniłem pracę na coś bliżej domu, i rozwoziłem przesyłki jako kurier. Było trochę przygód, dobrze wspominam ten czas - tłumaczy Adam Ruda.
Z tyłu głowy nadal miał jednak skoki narciarskie. - Ze skakania nie było pieniędzy, a mimo tego chęć na powrót była ogromna. Skokami narciarskimi zajmowałem się "zawodowo", w dodatku to coś tak przyjemnego... To normalne, że mi tego brakowało. Próbowałem o nich nie myśleć, zająć się praca i normalnym życiem, ale cały czas ktoś pytał, czy wracam, czy skaczę, i nie dało się zapomnieć. Znalazła się okazja na wsparcie finansowe w powrocie na skocznię, więc każdy w moim przypadku chyba by skorzystał. Tak też zrobiłem - tłumaczy.
Powrót w dobrej formie i zrzucone 15 kilogramów
Pierwsze skoki po powrocie pozytywnie zaskoczyły zawodnika z Dydni. 23-latek wygrał (ex aequo z Krzysztofem Leją) inauguracyjny konkurs cyklu LOTOS Cup na skoczni Skalite (K-95) w Szczyrku, skacząc 95 i 92 metry. W drugim dniu zmagań zajął trzecią pozycję po dwóch 99-metrowych próbach. - Już od początku fajnie to wyglądało i nie miałem problemów z jakimiś większymi błędami. Najgorzej było poradzić sobie z wagą. Ważyłem 76 kg i w około trzy miesiące schudłem 15 kg. Może nie była to tak ścisła dieta, jak powinna, było za to dużo wyrzeczeń - przyznaje.
Mimo przyzwoitego "drugiego debiutu" po latach, skoczek z Podkarpacia nie skupia się na wynikach. - Na razie nic nie planuję i nie mam celów . Chcę trenować, a czas pokaże, co z tego będzie - mówi ze spokojem.
Największym problemem dla skoczka z naszego regionu jest praktycznie nieistniejąca baza treningowa dla zawodnika na wyższym sportowym poziomie. Jedyny profesjonalny kompleks skoczni narciarskich na Podkarpaciu znajduje się w Zagórzu, jednak tamtejsze obiekty (K-10, K-20, K-40) są przeznaczone do treningów i zmagań młodszych narciarzy. - Mieszkam niedaleko Sanoka. Żeby coś więcej osiągnąć, trzeba większej skoczni, minimum 70-metrowej. Nie widzę innej opcji, niż zamieszkać w Zakopanem, czy w Szczyrku, gdzie aktualnie znajduje się najlepszy kompleks skoczni w Polsce.
Czytaj też:
>>> Czy Resovia wróci na własny stadion? Zebrano już ponad 150 tys. zł!
>>> Asseco Resovia Rzeszów skompletowała skład na sezon PlusLigi 2019/2020