W związku z pandemią koronawirusa obowiązują określone obostrzenia. Dotyczą one również liczby osób w kościołach. Idąc za rządowymi wytycznymi zapisanymi w rozporządzeniu, w świątyniach na 15 mkw może przebywać jedna osoba. Trzeba też zachować co najmniej 1,5-metrowy dystans. W kościele w Czudcu mogą według wyliczeń przebywać 42 osoby. Jednak jak się okazuje, te zasady w świątyni w Czudcu były łamane - przychodziło więcej osób. W związku z tym ktoś wzywał policję ( w sumie było osiem interwencji). Mężczyzna opowiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" o rozmowie z proboszczem dotyczącej przekroczenia liczby osób w kościele, ale ksiądz miał go zignorować. Następnie został wezwany do kurii, jednak odpisał, że się nie zjawi.
- Bo nie zgadzam się z zarzutem, że zachowuję się nagannie wobec księży z parafii w Czudcu. A stwierdzenie, że działam na szkodę parafian, jest niedorzeczne i mnie obraża – wyjaśnia w rozmowie z "GW". Ale to nie wszystko – W sprawie kilku zdarzeń, które mogą być tematem rozmowy u kanclerza, zostały podjęte czynności procesowe przez policję. W ramach toczących się postępowań składałem zeznania, a w innych – dopiero będę je składał. Złamałbym art. 241 par. 1 Kodeksu karnego, ujawniając informacje z postępowania przygotowawczego – mówi dziennikarce "GW".
Przypomnijmy, na terenie Czudca pojawiły się obraźliwe plakaty z wizerunkiem mężczyzny, którego podejrzewa się o złożenie donosów na policję. Miał on usłyszeć także groźby karalne z ust innego parafianina - m.in., że jeśli jeszcze raz zgłosi wiernych na policję, grożący "upie****i mu łeb".. Jak powiedział rzecznik kurii ks. Tomasza Nowak, kanclerz chciałby porozmawiać z mężczyzną, ponieważ "Ksiądz kanclerz chciałby zapoznać się bliżej z tą sprawą".