Biznesmen był bity i torturowany we własnym domu! Teraz mówi: "Dam 100 tys. zł temu, kto pomoże ustalić bandytów"
Do tej brutalnej napaści doszło w nocy z 16 na 17 grudnia 2024 roku około godziny 3 nad ranem. Witold Bachaj mieszka na osiedlu domków jednorodzinny w Soninie, razem z partnerką i jej dwunastoletnim synem. Mężczyzna od 30 lat prowadzi dobrze prosperującą firmę, która przynosi spore dochody. Do grudnia ubiegłego roku nigdy nie zastanawiał się czy będzie mu dane przeżyć jeszcze kilka minut.
Wszystko zaczęło się jeszcze przed felerną nocą. Kilka dni wcześniej, po 22.00 do jego furtki zadzwonił mężczyzna, najprawdopodobniej narodowości ukraińskiej i twierdził, że ma do przekazania ważną informację. Biznesmen nie wpuścił go do domu z racji później godziny i faktu, że nie znał osoby, która przyszła pod jego furtkę. Ukrainiec odszedł. Po kilku dniach, w domu 49-latka rozegrała się prawdziwa tragedia. Mężczyzna przebywał w mieszkaniu z synem partnerki. Kobiety miało nie być przez kilka dni.
- Spałem u siebie w sypialni na piętrze i usłyszałam straszny huk, trzask. Otworzyłem oczy, ale wówczas jeszcze nie wiedziałam czy mi się to śni, czy coś się stało. Potem chciałem zejść na dół, bo te hałasy pochodziły do salonu, ale nad sobą już zobaczyłem kilku mężczyzn w kominiarkach i rękawiczkach. Natychmiast zaczęli mnie okładać pięściami i związali - wspominał pan Witold.
Mężczyźni związali też dwunastolatka i zamknęli go w jednym z pokoi na parterze. 49-latek od razu rozpoznał, że 4 z pięciu napastników rozmawia ze sobą po ukraińsku z lwowskim akcentem.
- Cały czas robię interesy z Ukraińcami, od lat. Jestem w stanie poznać skąd są ci ludzie, bo mówią jak my w Polsce w różnych rejonach z konkretnym akcentem. Tylko jeden zapewne nie był z Ukrainy - powiedział.
Pan Witold przez chwilę leżał ze skrępowanymi rękami i nogami na podłodze, potem przeczołgał się do schodów i zaczął krzyczeć do chłopca z pytaniem, czy mu nic nie jest. Gdy usłyszał głos dziecka, sturlał się po schodach. 12-latek miał również skrępowane nogi i ręce, ale udało mu się wziąć mały nóż i przeciąć taśmę na nogach pana Witolda. Wówczas mężczyzna w samej bieliźnie, zakrwawiony i ze skrępowanymi rękami wybiegł na ulice i pobiegł do sąsiada po pomoc. Sąsiedzi zadzwonili po policję. Służby natychmiast pojawiły się w domu i rozpoczęły działania.
Napastnicy przeszukali całe mieszkanie. Zabrali drogi zegarek oraz bransoletkę, które leżały na kuchennym blacie, gdy mężczyzna ściągnął je przed snem. Bandyci znaleźli też sejf, w którym była gotówka.
- Mówiłem im, co mam w tym sejfie, ale oni chcieli żebym go otworzył, podałem kod. Ja się bardzo zdenerwowałem. Byłem przerażony, zapomniałem tego ciągu cyfr. Oni wówczas zabrali największe kuchenne noże i już nie tylko polewali mi ramiona wrzątkiem i vanishem, ale grozili tymi nożami i ciągle okładali mnie. Przerażony prosiłem ich, żeby zeszli ze mną do tego pomieszczenia gdzie mam sejf, może popatrzę na niego i przypomnę sobie ten kod. Tak się stało, nie od razu, ale przypomniałem sobie kod. Zabrali z sejfu pieniądze zaprowadzili mnie z powrotem na górę i uciekli - wspominał poszkodowany mężczyzna.
- Prokuratura Rejonowa w Łańcucie wszczęła śledztwo w sprawie rozboju, gdzie pięciu zamaskowanych mężczyzn, działając wspólnie i w porozumieniu, groziło pokrzywdzonemu – 49 letniemu mężczyźnie, mieszkańcowi Soniny, pozbawieniem życia przy użyciu niebezpiecznych przedmiotów w postaci noża i młotka. Ponadto sprawcy użyli wobec niego przemocy fizycznej w postaci wielokrotnego uderzenia go pięściami po głowie, związali mu ręce i nogi oraz polewali go gorącą wodą, w wyniku czego pokrzywdzony podał napastnikom kod do sejfu, z którego to dokonali zaboru w celu przywłaszczenia pieniędzy w kwocie blisko 100 tys. zł (51 tys. zł, oraz 9,5 tys euro), a następnie dokonali przeszukania domu, z którego zabrali zegarek o wartości 80 tys. zł oraz złotą bransoletkę o wartości 40 tys. zł, powodując łączne straty w wysokości około 220 tys. zł - mówił rzecznik prasowy prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, Krzysztof Ciechanowski.
Monitoring na domu sąsiada pana Witolda wskazuje, że bandyci w domu biznesmena przebywali około 45 min. 49-latek zaznacza, że nie ma żadnych wrogów, długów i osób których powinien się obawiać. Mówił jednak o jednym znajomym mężczyźnie, któremu powiedział o dwóch sejfach w domu. Nikt inny miał o tym nie wiedzieć. Witold Bachaj opowiedział policji o tym człowieku, zaznaczając, że powiedział temu mężczyźnie o dwóch sejfach, a w rzeczywistości miał jeden - drugiego nie zdążył jeszcze przywieźć. Bandyci jednak szukali dwóch.
- Wszystko powiedziałem policji. W sklepie budowlanym znalazłem nawet taki sam sznur jakim byłem związany. Też o tym mówiłem policji. Chciałbym, żeby to sprawdzili wszystko. Na razie nie widzę postępów, dlatego zdecydowałem się wyznaczyć 100 tys. zł nagrody dla osoby, która pomoże wskazać i złapać ludzi, którzy dopuścili się tego wszystkiego w moim domu - powiedział biznesmen.
Mężczyzna i 12-latek zmagają się z ogromnym stresem
Chłopiec boi się przebywania przy oknach. Pan Witold ciągle je tabletki uspokajające. Mężczyzna w domu, gdzie został napadnięty, mieszka zaledwie od maja 2024 roku. Policja prowadzi szeroko zakrojone intensywne czynności procesowe, jak i operacyjne, mające na celu ustalenie i zatrzymanie sprawców przestępstwa. Na chwilę obecną śledztwo prowadzone jest w sprawie, nikomu dotychczas nie przedstawiono zarzutów. Bandytom grozi nawet 20 lat pozbawienia wolności.
Kolejna taka sytuacja!
Do bardzo podobnego zdarzenia doszło w nocy z 26 na 27 sierpnia w jednym z domów w Sanoku również w domu majętnego biznesmena. Wówczas czterech zamaskowanych mężczyzn wtargnęło do domu. Bandyci również obezwładnili i skrępowali domowników (w innym pomieszczeniu dzieci, w innym gości gospodarz i w innym gospodarzy) oraz żądali wydania pieniędzy i kosztowności. Napastnicy również używali przemocy, byli brutalni, agresywni i mieli polewać wrzątkiem mężczyznę z Sanoka. Tam również poszkodowanym pomogli sąsiedzi, którzy usłyszeli wołanie o pomoc. Bandyci uciekli i do dzisiaj nie udało się nikogo zatrzymać. W tamtym zdarzeniu bandyci również mieli mówić ze wschodnim akcentem.