
Spis treści
- Szokujące wyznania kobiet z Mielca
- Ksiądz z Mielca molestował małe dziewczynki. Ofiary po latach wyznają prawdę
- Ofiary księdza przerywają milczenie
Szokujące wyznania kobiet z Mielca
W ostatnim czasie w mediach głośno jest na temat kobiet z Mielca, które po wielu latach postanowiły wyjawić prawdę o swoich dramatycznych wspomnieniach z dzieciństwa. Okazuje się, że dziś już dorosłe kobiety (rocznik 1975) wyznały na łamach Gazety Wyborczej, czego dopuszczał się lokalny duchowny na plebanii i nie tylko. Na szczerą rozmowę zdecydowały się dopiero po śmierci księdza, która nastąpiła w styczniu 2025 roku. Łącznie jest ich dziewięć, wspólnie uczęszczały do podstawówki i przyjaźnią się od lat. Teraz wszystkie razem zrzucają z siebie ciężar, które nosiły na barkach latami i opowiadają o traumach, oskarżając tym samym księdza C. o molestowanie.
Ksiądz z Mielca molestował małe dziewczynki. Ofiary po latach wyznają prawdę
Księdza poznały będąc jeszcze w pierwszej klasie podstawówki - był wówczas ich katechetą i miał przygotować je do komunii. W rozmowie z dziennikarką Agatą Kulczycką kobiety podkreślały, iż duchowny faworyzował dziewczynki, a na chłopców zawsze patrzył złowrogo. Na zajęcia z religii dzieci udawały się do domu katechetycznego przy kościele, a po zajęciach swoje ofiary zapraszał na plebanie, gdzie dochodziło do "zabawy w chowanego".
Ksiądz nas obmacywał, jeździł po całym ciele ręką, między nogami. Tak "zgadywał", która schowała się za kotarą - wspomina jedna z kobiet w rozmowie z dziennikarką.
On stawał oparty o biurko i brał którąś z nas, stawiał sobie między nogami, a jego penis dotykał naszych pleców. Gładził po rękach, po biodrach. Mówił: "To ty teraz idź pośpiewaj, a ty przytul się do księdza" - dodaje kolejna z kobiet.
Te "zabawy" to był pierwszy etap, jak rozmowa kwalifikacyjna. Obmacał, która dziewczynka jak się rozwija, a potem zapraszał na spotkania w mniejszych grupach. Wybierał po dwie, trzy. Czasem tylko jedną - opowiada mieszkanka Mielca i ofiara księdza C.
W rozmowie z Agatą Kulczycką kobiety wspominają wszystko - pamiętają nawet, jak wówczas wyglądało pomieszczenie, jakie kolory miały zasłony, co stało na biurku oraz w jaki sposób duchowny próbował przekonać dziewczynki do "zabaw".
Miał cały arsenał sztuczek. Umiał wzbudzić zaufanie, potrafił zaangażować nas w ciekawą rozmowę i jednocześnie obmacywać piersi. Pamiętam jego ręce pod moją koszulką. Powiedział: "O, ty nie masz jeszcze takich cycuszków, jak koleżanka". Albo jeździł rękami po moich biodrach, zjeżdżał w kierunku rozporka, rozmawiając przy tym i śmiejąc się. Robił to jakby bezwiednie, opowiadając przy tym dowcipy i różne ciekawostki - opowiada jednak z kobiet.
Posadził mnie sobie na kolanach, gładził po nogach, w końcu włożył ręce pod spódnicę. Wsuwał je do majtek, dotykał i głaskał. Pomyślałam: ojej, on się chyba zapomniał, ta ręka - to chyba przez przypadek. Wcześniej gładził mnie po nodze. Zresztą często nas dotykał, ściskał, tak mimochodem. Doskonale wiedział, na ile może sobie pozwolić - relacjonowała kolejna.
Zdarzało się, że ksiądz zapraszał dziewczynki do siebie, by poprawiły zeszyt od religii w celu otrzymania lepszych stopni. Niestety powklejane obrazki, piękne rysunki i kolorowe oznaczenia nie były dla duchownego wystarczające. Na lepszą ocenę według niego był inny sposób.
Moją koleżankę posadził na kanapie i kazał mi podejść do biurka. Usiadł za mną, przysunął krzesło i rozłożył nogi. Znalazłam się między nim a blatem. Podniósł mi biustonosz pod brodę i zaczął mocno ściskać piersi. Bardzo bolało, bo piersi dopiero zaczynały mi rosnąć. Odwróciłam się do koleżanki w poszukiwaniu pomocy, ale siedziała tyłem i kolorowała zeszyt. Nie widziała tego. Czułam jego oddech na szyi, słyszałam sapanie, postękiwanie, a na koniec długie westchnienie. Kiedy skończył, pogłaskał mnie, poprawił biustonosz i odsunął mnie - wspomina jedna z kobiet.
Okazuje się, że do tak dramatycznych sytuacji dochodziło nie tylko na plebanii, ale również w domach dziewczynek. Jedna z kobiet do dziś pamięta odwiedziny duchownego podczas nieobecności rodziców.
Pamiętam, że miałam na sobie "szkocką" spódniczkę, czarną w kolorową kratę, bez rajstop. Kiedy przyszedł, posadził mnie sobie na kolanach. Wsadził mi rękę pod spódnicę i zaczął coś robić palcami. Popatrzyłam na niego, wtedy on odchylił do tyłu głowę i zamknął oczy. Nie wiem, co było dalej. Nie wiem, co mi zrobił, ile to trwało, kiedy wyszedł. Mam czarną dziurę, żadnych więcej wspomnień - relacjonowała w rozmowie z dziennikarką Gazety Wyborczej jedna z kobiet.
Ofiary księdza przerywają milczenie
Dziewięć kobiet z Mielca, które po śmierci księdza zdecydowały się przerwać milczenie, przez całe życie nie wspominały o swoich traumach osobom z zewnątrz. Tylko jedna z ofiar jako dziecko powiedziała o sytuacji swojej mamie, która zgłosiła sprawę do proboszcza, lecz nie przyniosło to oczekiwanych efektów. Dziś pokrzywdzone są świadome, że dopiero z wiekiem zrozumiały co się stało i jako dzieci najprawdopodobniej nie chciały angażować w to rodziców - nie wiedziały, że powinny.
Sprawa molestowania po latach została zgłoszona do tarnowskiej kurii przez jedną z ofiar, ale niestety nie podjęto działań w tym kierunku. Po czasie więc kobieta zdecydowała się także wysłać list do Watykanu, lecz koniec końców wyszło na to, iż nic nie można zrobić, bowiem stan oskarżanego księdza jest wegetatywny. Cała sprawa została zgłoszona także do prokuratury, ale te starania również okazały się bezskuteczne.
Nie dostałam żadnej propozycji pomocy - ani psychologicznej, ani materialnej. Na każdym etapie grali na czas, bawili się w chowanego, wielokrotnie musiałam domagać się odpowiedzi. Ja, ofiara czułam się kompletnie lekceważona. A kuria odmówiła mi nawet przesłania moich zeznań - opowiada ofiara, która złożyła zawiadomienie o molestowaniu m.in. do kurii.
Czytaj więcej o polskim samorządzie w serwisie Polski Samorząd