- Ja to pamiętam jakby to było dzisiaj. Mój mąż jest strażakiem w OSP, był ich szukać w święta. Później był na miejscu, jak to auto wyciągali. Ja też tam byłam na moście. Widziałam rodziców tych dziewczyn, przecież to u nas się wszyscy znają. Oni byli zrozpaczeni, ale ciężko sobie cokolwiek wyobrazić w takiej sytuacji, jak dowiadujesz się, że twoje dziecko nie żyje. Ojciec sióstr po tej tragedii powiedział do innego strażaka, że najgorsza jest ta cisza w domu, która została z nimi na zawsze. Oni przecież mieli tylko te dwie dziewczyny, długo na nie czekali, takie wyproszone od Boga i tak jednego dnia stracili dwoje dzieci. Ja długo po tej tragedii wracałam do domu i pytałam męża czy nasze dzieci są w mieszkaniu czy gdzieś wyszły. Człowiek się bał. Przeżyć takie coś. U nas zawsze jest hałas, a to dzieci się kłócą, a to coś tłumaczą sobie, a to gadają, przekomarzają się. Nie wyobrażam sobie, żeby wejść do domu i słyszeć tylko ciszę - mówiła mieszkanka Tryńczy.