Sprawca wypadku w Jamnicy nie został aresztowany, choć od tragedii minęło już kilka dni. Wszystko z powodu jego stanu zdrowia. Grzegorz G. przeszedł operację ratującą życie. Lekarze walczyli o niego, choć on sam pozbawił życia dwie inne osoby – rodziców trójki małych chłopców. Prokuratura czeka na opinię lekarzy, którzy pozwolą zamknąć sprawcę wypadku za kratami. Tam będzie czekał na proces. Póki co przebywa w szpitalu pod ochroną policji.
Zobacz też: Jamnica: Rodzina powiedziała Sebastiankowi i jego braciom o śmierci rodziców. Reakcja dzieci rozrywa serce
– Doznał bardzo poważnych obrażeń organów wewnętrznych, w obrębie jamy brzusznej. W niedzielę miał zabieg operacyjny ratujący życie. W tym momencie jest pod opieką lekarzy. Codziennie pytamy lekarzy, czy mogą być wykonane czynności związane z aresztowaniem. Powołaliśmy też lekarza biegłego – tłumaczy prokurator rejonowy ze Stalowej Woli, Adam Cierpiatka.
W szpitalu nadzór nad Grzegorzem G. sprawują policjanci. Jak dowiadujemy się nieoficjalnie, mężczyzna przebywa na oddzielnej, odizolowanej sali. Śledczy są przekonani o konieczności aresztowania mężczyzny, czekają jedynie na moment, gdy pozwoli na to stan jego zdrowia. – Doznał potężnych obrażeń, które w tym momencie zagrażają jego życiu – tłumaczy prokurator.
Zobacz też: Jamnica: Pozbawił Sebastianka rodziców. Ojciec go broni: „A ile jest wypadków w Polsce?”
Policja i śledczy są przekonani, że to 37-latek odpowiada za spowodowanie tragedii na trasie Stalowa Wola-Jamnica. Miał 1,7 promila alkoholu w organizmie i pędził swoim samochodem z prędkością co najmniej 120 km/h. W zderzeniu z drugim samochodem zginęły dwie osoby, rodzice trójki małych dzieci. Jedno z nich, niespełna 3-letni Sebastianek, podróżował razem z mamą i tatą. Ma złamaną nogę, ale żyje. Trójka małych chłopców w sobotę, 3 lipca straciła w Jamnicy rodziców… W czwartek odbędzie się ich pogrzeb.