Zobacz WIDEO:
Mimo, że 30-letni Marcin Góral z Łowiec i 26-letni Kamil Kielar z Jodłówki nigdy wcześniej się nie znali, krótka rozmowa, w której uczestniczyła też matka drugiego z chorych mężczyzn, zaowocowała szczytną inicjatywą. Wszystko wydarzyło się w kolejce do neurologa. Właśnie tam, Marcin dowiedział się o tym, z jak ciężkimi warunkami mieszkaniowymi musi sobie radzić rodzina Kielarów. 30-latek natychmiast zaproponował zorganizowanie zbiórki, która mogłaby pomóc w zgromadzeniu funduszy na zbudowanie nowego, odpowiednio wyposażonego domu. Ten miałby być przystosowany do funkcjonowania niepełnosprawnego Kamila, który bez odpowiedniej pomocy, byłby skazany na wegetowanie w łóżku.
Drewniany dom z dziurawym się dachem, bez łazienki, miał zostać zburzony, a następnie zastąpiony przez murowany solidny budynek. To, co jeszcze do niedawna wydawało się niemożliwe, zaczęło nabierać kształtów. 120 tys. na koncie zbiórki zorganizowanej przez Marcina Górala, dodatkowo 70 tys. zł odłożone przez mamę Kamila, panią Krystynę - to stwarzało realne szansę na powodzenia przedsięwzięcia. - Wówczas byłam pełna nadziei. Myślałam, że za te pieniądze które mamy uda się nam zrobić wszystko (...). Myliłam się - powiedziała kobieta w rozmowie z Super Expressem.
Okazuje się, że osoby, które oferowały pomoc, a także firma, która zapewniała o charytatywnym wsparciu całej budowy, wycofały się, zostawiając kobietę i jej chorego syna z domem w stanie surowym, bez środków do jego ukończenia. - Ci którzy do mediów mówili, że pomogą potem twierdzili, że nie są instytucjami charytatywnymi… ileż ja płakałam przez to - wyznała pani Krystyna, która na czas remontów, zamieszkała z synem w mieszkaniu socjalnym.
Problemy związane z ukończeniem budowy nie były jedynymi, które trapiły rodzinę Kielarów. W międzyczasie zaczął się pogarszać stan chorego na podkorowy zanik mózgu, epilepsję i dystonię Kamila, który ze światem porozumiewał się wyłącznie za pomocą gestów. Co więcej, jak mówi jego matka, po drugiej stronie barykady stanęli także ci, którzy mieszkają najbliżej. - Sąsiedzi patrzyli na mnie złośliwie, dogadywali - przyznała, jednak jak sama mówi, nie żałuje skorzystania z pomocy obcych ludzi, gdyż robiła to wyłącznie dla dobra własnego dziecka.
Aktualnie w domu w Jodłówce prace idą do przody bardzo powoli. Wszystko jest zależne od funduszy, których zabrakło na sprawne ukończenie budowy. W mieszkaniu jest już elektryczność, kanalizacja, a także pozostałe media. Do chwili, w której doświadczona przez los rodzina będzie mogła się tam wprowadzić, minie jeszcze trochę czasu.
Wy także możecie wspomóc rodzinę Kielarów, wpłacając pieniądze na konto bankowe nr 77909600043003004044200001 z dopiskiem "na pomoc dla Kamila Kielara".
Czytajcie więcej na ten temat na portalu Super Expressu >>>
Czytaj też:
>>> Apel policji: Zadbajcie o zwierzęta podczas upałów [AUDIO]