– Wirus się rozprzestrzenił. W poprzednich miesiącach epidemii źródła zakażenia były w większości przypadków znane, aktualnie hospitalizowani pacjenci nie znają przyczyn zarażenia – zauważył Cieśla. Jak zaznaczył: – Mogą to być przypadkowe kontakty w miejscach zgromadzenia większej liczby osób, bezpośrednia rozmowa z osobą zakażoną z brakiem dystansowania lub zabezpieczenia maską.
W jego ocenie wzrost zakażeń „niestety potrwa dłużej, to jest kwestia liczby osób, które są w tej chwili zakażone”. – Żeby doszło do wyhamowania i spadku nowych zarażeń, konieczne jest zmniejszenie liczby kontaktów społecznych, co uzależnione jest nie tylko od ogólnych zarządzeń, ale także od postawy każdego z nas – wyjaśnił.
– Zachowania osób niewierzących w istnienie epidemii COVID-19 stwarza ryzyko dla nich samych i innych osób, ale także niweczy wysiłek reszty społeczeństwa w walce z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Niektórzy nie chcą zakładać masek w miejscach publicznych, w bezpośrednim kontakcie z drugimi osobami. Inni zasłaniają tylko usta, a to powoduje, że maska tak używana nie zabezpiecza przed zakażeniem, a także rozprzestrzenianiem wirusa – mówił.
Według eksperta, społeczeństwa krajów Dalekiego Wschodu, które miały w przeszłości kontakt z poprzednimi epidemiami wywołanymi koronawirusami, potrafiły się lepiej zmobilizować. – W części państw tego obszaru geograficznego nie istnieje problem niekontrolowanego rozprzestrzeniania się wirusa, rejestrowane zakażenia dotyczą głównie osób powracających z zagranicy – dodał dr Cieśla.
Podkreślił, że cały czas należy pamiętać o zachowaniu dystansu w kontaktach społecznych, higienie rąk oraz noszeniu maseczek ochronnych. – Przede wszystkim zachowujmy się racjonalnie. W obszarach otwartych przy braku kontaktu z osobami drugimi maska nie jest potrzebna, ale wszędzie tam, gdzie nie możemy zachować dystansowania, noszenie maski jest zabezpieczeniem nas samych, ale także dowodem szacunku w stosunku do reszty społeczeństwa – powiedział.
Źródło: PAP.