Przypomnijmy - o wstrząsającym odkryciu w Bieszczadach pisaliśmy już ponad dwa tygodnie temu. Wówczas tożsamość zmarłego mężczyzny nie była znana. Po kilkunastu dniach "Wyborcza" dotarła jednak do nowych faktów. Wiele wskazuje na to, że odnaleziony zmarły to dawny członek "Solidarności", który swego czasu był wysoko postawionym działaczem. Mężczyzna był internowany za działalność opozycyjną w latach 80-tych w Zakładzie Karnym w Nowym Łupkowie w Bieszczadach. Następnie wyemigrował do Australii, gdzie założył rodzinę. Była żona działacza nie jest w stanie zweryfikować tożsamości, bowiem para od ponad 20 lat nie miała ze sobą kontaktu. Prokuratura zabezpieczyła istotne ślady: prawo jazdy na nazwisko rzeczonego członka "S" i zegarek z ręcznie nakręcanym mechanizmem. Urządzenie przestało liczyć czas w listopadzie ubiegłego roku.
Prokuratura postanowiła pobrać próbki materiału genetycznego od członków mieszkającej w Australii rodziny działacza, aby ostatecznie potwierdzić personalia zmarłego. Śledczy zaznaczają, że oględziny nie wskazują na to, by do zgonu górołaza ktoś się przyczynił, trwa postępowanie pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Mimo to żadna hipoteza nie została jeszcze zweryfikowana.