Rodzice zmarłego ponad rok temu Maksia, który zmarł podczas wakacji nad morzem zamieścili oficjalne podziękowania, kierowane do Rzecznika Praw Pacjenta. Jak się okazuje, stwierdził on naruszenie praw pacjenta przez Szpital Pucki. Rzecznik Praw Pacjenta zakończył właśnie postępowanie i stwierdził, że "prawo pacjenta do świadczeń zdrowotnych zostało naruszone, gdyż lekarz dyżurujący (...) postawił nieprawidłowe rozpoznanie". Rzecznik wskazał, że to brak prawidłowej diagnozy wpłynął na dalszy proces leczenia, zarzuca też brak wykonania dodatkowych badań, jak RTG klatki piersiowej, czy badanie krwi. - Musimy podziękować Rzecznikowi Praw Pacjenta za wykonaną pracę. Potwierdziła ona to co od roku staramy się przekazać. Może teraz nasz przekaz dotrze do osób odpowiedzialnych za funkcjonowanie tej placówki (tych którzy nasze informacje bagatelizowali) i dojdzie do koniecznych zmian, tak by nie dopuścić do następnej bezsensownej śmierci. - napisali rodzice chłopczyka.
Zobacz też: Malutki Maksio zmarł na wakacjach. "W Twoim pokoiku nic się nie zmieniło"
Wieczorem stwierdzono infekcję krtani, rano 17-miesięczny Maksiu już nie żył
Przypomnijmy, do tej strasznej tragedii doszło podczas wakacji 2020. Rodzina Maja Marusiak i Mariusz Panek z synkiem, 17-miesięcznym Maksiem wyjechała na wakacje nad polskie morze. To miał być ich wymarzony urlop! Niestety, wspaniałe wakacje zamieniły się w najgorszy koszmar. Maksio pod koniec wakacji źle się poczuł. Problemy zaczęły się dwa dni przed wyjazdem – Synek dostał wodnisty katarek, ale początkowo nie niepokoiliśmy się tym zanadto, bo już wcześniej taki miewał, szczególnie jak ząbkował – opowiada pani Maja. Następnego dnia chłopiec poczuł się gorzej. – Był marudny, rozdrażniony. Miał stan podgorączkowy i zaczął ciężko oddychać, tak charczeć – przyznają rodzice chłopca. – Nie tyle niepokoił nas katarek, co właśnie ten oddech synka. A gdy przyłożyłam mu rękę do piersi, wyczułam, że drga przy oddechu. Nigdy wcześniej czegoś takiego u niego nie widziałam. Maksio wcześniej raczej nie chorował. Antybiotyk dawałam mu może ze dwa razy w życiu – opowiadała pani Maja. Rodzice postanowili pojechać do lekarza. Udali się do puckiego szpitala. Tam lekarka stwierdziła, że dziecko ma infekcję krtani i odesłała chłopca bez wykonywania szczegółowych badań do domu. Maluszek dostał jeszcze zastrzyk. Następnego dnia rano Maksio już nie żył.
Czytaj też: Łańcut. Rodzice zmarłego Maksia napisali list: "Zawsze będziesz naszym CUDEM"