Mama pięcioraczków usłyszała od lekarza gorzkie słowa. Byliśmy najgorszymi rodzicami

i

Autor: Beata Olejarka/Super Express/TikTok Mama pięcioraczków usłyszała od lekarza gorzkie słowa. "Byliśmy najgorszymi rodzicami"

Niewiarygodne!

Mama pięcioraczków usłyszała od lekarza gorzkie słowa. "Byliśmy najgorszymi rodzicami"

2023-10-13 15:09

Mama pięcioraczków podzieliła się w mediach społecznościowych filmem, w którym podsumowała czas, kiedy pięcioraczki znajdowały się w szpitalu. Aż trudno uwierzyć w to, co powiedział lekarz. Pani Dominika wspomina, że te słowa zwaliły ją z nóg.

Państwo Dominika i Vincent Clarke na co dzień mieszkają we wsi Puchacze w gminie Horyniec-Zdrój na Podkarpaciu. O tej rodzinie usłyszała cała Polska, kiedy w lutym 2023 urodziły się pięcioraczki! Na świat przyszły maluszki: Charles Patrick, Henry James, Elizabeth May, Evangeline Rose oraz Arianna Daisy. Para wychowywała wcześniej siedmioro dzieci.

Niestety, kilka dni po narodzinach odszedł Henry James. Starsze rodzeństwo pożegnało zmarłego chłopca wypuszczając w niebo biało-niebieskie balony, a przed domem zapalili race na znak pamięci. Mama pięcioraczków tuż po porodzie musiała przejść operację kolana, które nie wytrzymało ciężkiej ciąży. Wylądowała na wózku inwalidzkim, żeby nie przeciążać zoperowanego stawu.

Dziewczynki jedna po drugiej wracały do domu, z kolei Charli musiał przejść operację serca. Chłopczyk miał "dziurkę w sercu". Operacja się udała, jednak chłopiec wciąż pozostawał w krakowskim szpitalu. Później lekarze zgodzili się na transport Czarusia do Rzeszowa. Chłopczyk nie miał odruchu ssania, dlatego widniała przed nim perspektywa karmienia pozajelitowego, na szczęście Charli pokazał, że potrafi ssać! Okazało się, że zanim Czaruś trafi do domu, czeka go jeszcze jeden przystanek - hospicjum. Niedługo później gruchnęła cudowna informacja - Czaruś jedzie do domu!

Mama pięcioraczków usłyszała to od lekarza. Szokujące słowa

Mama pięcioraczków, pani Dominika pokazuje w mediach społecznościowych, jak wygląda codzienne życie w wielodzietnej rodzinie - nie boi się trudnych tematów. Niedawno podsumowała czas, kiedy maluszki pozostawały w szpitalu. Rodzina musiała pokonywać ogromne odległości do placówki.

- Przejechaliśmy około 60 tys. kilometrów. Około 700 godzin jazdy, około 120 litrów mleka. Patrzyliśmy, jak nasze maluszki rosną i zmieniają się, a jednocześnie myśleliśmy, ile jeszcze damy radę dźwignąć. Najpierw jeździliśmy razem, by po 4 godzinach jazdy chociaż chwilę być z maluchami - choć godzinę, dwie. A potem długa droga powrotna i rozdarcie, bo tu trzeba zostawić, a tu w domu czekają. Każde z około 100 wyjazdów kosztował 500 zł. Pieniądze nie grają roli, dopóki się nie kończą. Ale jak pracować, będąc ciągle w drodze? Gdy dziewczynki zaczęły przychodzić kolejno do domu, jeździł już tylko mąż. Jakoś dawaliśmy radę, choć moje serce krwawiło, że nie mogłam jeździć do syna - opowiada pani Dominika.

Stało się jednak coś, co ją załamało.

- Byłam silna, dopóki nie zadzwonił do mnie lekarz dyżurny, który kompletnie zwalił mnie z nóg. W jej oczach byliśmy najgorszymi rodzicami, bo nie było nas ciągle przy dziecku. Te słowa wciąż brzmią w moich uszach. Mimo wszystko musiałam być silna. Musiałam pochować syna, odciągać mleko i walczyć - słyszymy.

Jak dobrze pamiętasz gry z dzieciństwa? Ten quiz sprawdzi czy byłeś królem podwórka

Pytanie 1 z 8
Co należy zrobić po słowach „raz, dwa, trzy… baba jaga patrzy”?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki