Marcin D. (27 l.) mieszkał i pracował w Holandii. Ostatni raz był widziany 26 marca. Dzień wcześniej rozmawiał przez telefon z ukochaną mamą. Relacjonował co u niego, pytał o sytuację w domu, o sąsiadów i kolegów, którzy zostali w Polsce.
Następnego dnia miał pokłócić się z kolegą, z którym mieszkał. W ferworze kłótni spakował rzeczy do auta i odjechał. Jego samochód znaleziono bardzo szybko, kilka miejscowości dalej. 27-latka w nim nie było. Z ustaleń znajomych wynika, że Marcin D. dziwnie się zachowywał. Sprawiał wrażenie zagubionego, jakby przytrafiło mu się coś złego. Zapukał do przypadkowego domu i mówił, że został okradziony. Szukał pomocy i bał się nadjeżdżających aut.
Błąkał się po okolicy, niestety nikt się nim nie zainteresował. W końcu zdesperowany chłopak wstąpił na lokalny posterunek policji, gdzie chciał zgłosić kradzież. Holenderscy funkcjonariusze nie zwrócili uwagi na jego dziwny stan, nie wezwali lekarza. Poradzili jedynie, aby zgłosił się do konsulatu i pozwolili odjeść młodemu mężczyźnie. Opuszczony, bez pomocy, bezradny, błąkał się nadal. W końcu poszedł w kierunku lasu. Tam ślad się urywał.
Tamtejsi mundurowi wiele miesięcy prowadzili poszukiwania Polaka, bezskutecznie. Dopiero po kilu miesiącach ciało chłopaka zostało znalezione w przydrożnym rowie. Badania genetyczne wykonane na zwłokach w stanie silnego rozkładu potwierdziły, ze to zaginiony Marcin D. Holenderskie media podają, że z obrażeń na ciele Polaka nie wynika, aby padł ofiarą przestępstwa. Do śmierci miało dojść na skutek utopienia.
1 listopada, w dzień Wszystkich Świętych, mama 27-latka, Danuta D., kiedy dowiedziała, się że ciało jego syna zostało odnalezione w rowie, napisała wzruszające pożegnanie - "(…) Z żalem i bólem piszę o tym. Miałam nadzieję do końca, że to nie mój Marcin. Że wróci do domu, przyjdzie do mnie obejmie i powie: "Cześć matka". Już go nie usłyszę jak się śmieje, jak żartuje, nie zobaczę stale uśmiechniętej buzi. Przez wszystkie lata byłeś dobrym synem, martwiłeś się o mnie. Pytałeś nawet co się gotuje. Synu, tam gdzie teraz jesteś, jest Ci dobrze, mojej rany nikt i nic nie zagoi. Wszystkim bardzo dziękujemy za kondolencje. Mój Marcin spocznie tu w Nehrybce, gdzie się wychował wśród rodziny i przyjaciół, znajomych. O dacie pogrzebu poinformuję niedługo. Dziękuję za dobre słowa, pamiętajmy Go jaki był za życia... Danuta z rodziną"
Słowa matki rozdzierają serce. Pisała go w tak ważnym dniu. Wiedząc, że nie zobaczy już więcej swojego syna, że kilka miesięcy leżał w przydrożnym rowie, zapomniany, jakby niewidzialny.