Cała stacja wydarzyła się na początku grudnia 2017 roku. Adam Cichecki pokłócił się z ówczesną partnerką, obecnie żoną i stwierdził w złości, że „wolałbym się dawno powiesić, niż siedzieć tutaj z wami”. Po czym wyszedł z domu, wyłączył telefon i udał się do mieszkania swojej matki.
Partnerka mężczyzny powiadomiła mundurowych, że mężczyzna chce się zabić. Policja natychmiast wszczęła poszukiwania. Adama Cicheckiego znaleziono u matki w mieszkaniu. Wówczas na miejsce wezwano już ratowników medycznych, którzy chcieli zabrać sanoczanina do szpitala, zakładając mu kaftan bezpieczeństwa. Mężczyzna nie zgadzał się, doszło do awantury i szarpaniny.
– Policjanci i ratownicy dopytywali, czy chcę coś sobie zrobić. Odpowiadałem zgodnie z prawdą, że nie. Zarówno policjanci jak i ratownicy w moim domu zachowywali się nieadekwatnie do sytuacji. Mundurowi podcięli mi nogi. Upadając, uderzyłem głową w kuchenkę gazową i posadzkę. Kiedy leżałem, rzucili się na mnie, wykręcali mi ręce, a jeden z policjantów stanął mi butem na głowie – opowiada Adam Cichecki.
Policjanci i ratownicy, jak relacjonuje sanoczanin, mieli go puścić dopiero, kiedy jego mama krzyknęła, że „doprowadzą go do zawału”. Mężczyzna jest po dwóch zawałach, przeszedł zabieg koronarografii, przyjmuje leki, jest pod stałą opieką lekarza.
– Brakowało mi tchu, kiedy leżałem przyciśnięty do posadzki, zaczynałem się dusić, brakowało mi powietrza – dodaje czterdziestolatek.
Służby odstąpiły od czynności. Zbadali jeszcze alkomatem wszystkich domowników. Urządzenie wykazało, że wszyscy byli trzeźwi. Jednak po interwencji mężczyzna zaczął się źle czuć. Czuł ból w klatce piersiowej i udał się do szpitala. W placówce medycznej stwierdzono zawał. Mężczyzna został tam osiem dni. Gdy wyszedł, poskarżył się na brutalność policji.
Złożył w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez interweniujących wobec niego policjantów i ratowników. Powołany w sprawie zespół biegłych z Biura Ekspertyz Sądowych w Lublinie, w skład którego wchodził m.in. specjalista z zakresu kardiologii i chorób wewnętrznych oraz medycyny ratunkowej i medycyny sądowej. W raporcie czytamy, że biegli dopatrzyli się związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy interwencją a przebytym zawałem i późniejszą hospitalizacją Adama Cicheckiego. Ich zdaniem działania podjęte przez funkcjonariuszy i ratowników naraziły mężczyznę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Prokuratur umorzył postępowanie. Adam Cichecki nie może się z tym pogodzić i odwołał się do tej decyzji.
– Mogli mnie zabić! Ta brutalność nie była potrzeba. Ci policjanci są znani w Sanoku. Niedawno w waszej gazecie pisaliście o funkcjonariuszach, którzy mieli uderzyć dziecko za tabletki na migrenę. To ci sami, którzy interweniowali wobec mnie! – denerwuje się mężczyzna.
– Czynności podjęte przez funkcjonariuszy KPP w Sanoku w dniu 3 grudnia 2017 r. wobec mieszkańca Sanoka zostały poddane szczegółowej analizie. Policjanci działali zgodnie z przepisami prawa, a czynności przez nich podjęte zostały wykonane prawidłowo. Użycie środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej podczas interwencji nastąpiło na żądanie ratowników medycznych – informowała Izabela Rowińska-Ciępiel z sanockiej policji.
Masz podobny temat? Napisz do autora tekstu: [email protected].