Od samego początku było ich trzech - Tadeusz Pieczonka, Stanisław Słysz i Wacław Cieślak. Nieprzerwanie, przez ponad 50 lat, wspólnie dbali o fryzury przeworszczan. W ostatnim roku jeden z panów zmarł nagle, drugi poważnie zachorował i musiał odejść z Zakładu. Jednak Pan Tadeusz został na stanowisku i już 61 lat strzyże całe pokolenia. Od samego początku zakład mieści się w tym samym miejscu. Centrum Przeworska przy Placu Mickiewicza znają wszyscy mieszkańcy tego malutkiego miasteczka. Wszyscy wiedzą, że tam „strzygą muszkietery” To kultowe miejsce odwiedzają nie tylko przeworszczanie, ale i mieszkańcy okolicznych wiosek.
Niektórzy klienci przyjeżdżają z sąsiednich miast, czy nawet z Rzeszowa. - Byli nawet tacy klienci, którzy przyjeżdżali na wakacje z Gdańska i obowiązkowo musieli zaliczyć u nas wizytę, bo tu czuć klimat - zaznacza fryzjer, z którym rozmawiała nasza dziennikarka.
- Jesteśmy tutaj ponad 60 lat, to przychodzą do nas całe pokolenia. Najpierw dziadek przyprowadzał syna, potem wnuka. Znamy się wszyscy. Nawet nie muszę pytać co dziś robimy, bo zawsze wiem. Z zamkniętymi oczami mógłbym to robić. Ludzie wracają tutaj, więc muszą być zadowoleni - uśmiecha się fryzjer.
Zakład fryzjerski Tadeusza. Niezwykłe miejsce i legendarny człowiek
Pan Tadeusz Pieczonka przyszedł na naukę do zakładu fryzjerskiego, gdy miał 14 lat. W 1963 roku uzyskał Dyplom Mistrzowski z Izby Rzemieślniczej i mógł już pracować sam. Na początku był tam salon „Adam”, który powstał w strukturach Powiatowej Spółdzielni Wielobranżowej w 1968 roku. Za ścianą był salon „Ewa”. 74-letni fryzjer z Przeworska jest już na emeryturze, ale zaznacza, że odpoczywa w nocy, a teraz skoro ma siłę i zdrowie 6 dni w tygodniu przychodzi do pracy. Tadeusz Pieczonka wspominał lata młodzieńcze, kiedy ciągle się uczył i wychodził z domu o 6 rano, a wracał wieczorem o 21. Za to jego mama miała go strofować, że wybrał tak ciężki zawód.
Zakład fryzjerski cieszy się ogromnym powiedzeniem i klienci ciągle przychodzą. Przed świętami wielkanocnymi do drzwi była ogromna kolejka kończąca się na przeworskim rynku. Zakład faktycznie to już miejsce z duchem czasu. Czuć klimat minionej epoki, ale strzyżenie jest na najwyższym poziomie. Pan Tadeusz nie tylko ścina włosy i goli brody, ale i sprawnie posługuje się brzytwą, a na koniec usługi każdego klienta perfumuje. Jak zaznacza, po to, by żona czuła, że był u fryzjera.
Mimo że u 74-letniego fryzjera nie goni się za ekstrawagancją, to ciągle ma on swoich klientów, którzy zadowolenie wracają. – A jak wracają, to będę pracował, póki będzie siła i zdrowie. U nas nie ma zapisów na terminy, po prostu się przychodzi i albo czeka na ławie lub też od razu siada na fotel -podsumował.
Pan Tadeusz jest bardzo pogodny i sprawny. Żartuje, że grzecznym klientom daje cukierki z szuflady. Klienci doceniają, że mogą z nim porozmawiać o wszystkim, a usługa odbywa się w bardzo miłej atmosferze.