Tego feralnego dnia, 28 września 2020 roku w bloku przy ul. Joachima Lelewela w Przemyślu doszło do makabrycznego wydarzenia, o którym mówiła cała Polska. Historia ma niewinny początek, 12-letni Kamil odwiedził swojego kolegę, Szymka. W mieszkaniu nie było dorosłych. Były za to dwa psy, rasy która uważana jest za agresywną, pitbulle: Jocker i Katalaja. Niestety, życie napisało straszny scenariusz. Jeden z psów rzucił się na chłopca. Kamil trafił do szpitala, jednak przegrał walkę o życie. Zmarł 1 października 2020. Ranny został również Szymon, jednak jego obrażenia były mniejsze.
Zobacz też: Oto bestie które zagryzły Kamilka (12 l.) z Przemyśla
Właścicielem psów był Mariusz S. (50 l.). Zwierzęta w dzień tragedii trafiły do schroniska, a Mariusz S. do aresztu, z którego w późniejszym czasie został zwolniony. Akt oskarżenia przeciwko Mariuszowi S. trafił do sądu w dniu 18 czerwca. Mężczyzna był w przeszłości karany za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu. Dziś (wtorek, 28 września) w rocznicę śmierci tej tragedii w Sądzie Okręgowym w Przemyślu ruszył proces Mariusza S.
Czytaj również: Mama Kamila, którego zagryzł pitbull: właściciel nigdy nie przeprosił, wyzywał mnie na zakupach
Dalsza część artykułu poniżej galerii zdjęć:
Mariusz S. się nie przyznaje i płacze w sądzie
W Sądzie Okręgowym w Przemyślu rozprawa rozpoczęła się we wtorek o godz. 8.30. Mariusz S. nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Jak twierdzi, nie wiedział on, że na utrzymywanie psów rasy niebezpiecznej potrzebne jest pozwolenie. Psy zakupił w internecie za 700 i 800 zł i choć dostał psy z rodowodami, sprawdził w internecie, że nie są oryginalne. Dlaczego wybrał taką rasę? Jak wynika z zeznania Mariusza S., to partnerka przeczytała w internecie, że pitbulle są dobrymi psami dla domowników i nie ma z nimi problemów.
Czytaj również: Pitbull zagryzł Kamila. Ruszył proces właściciela psa, a w internecie rozpętało się piekło
Według jego relacji psy nigdy nie były niebezpieczne, kiedyś zaczepiły kłem jego partnerkę, ale zdarzyło się to podczas spożywania przez nich jedzenia. Jak mówił przed sądem, psy nie reagowały agresywnie. Na organizowanym na działce grillu było sporo osób, na Sylwestrze byli goście, muzyka i petardy, a psy nie reagowały. Mariusz S. zeznał, że nie chciał, by Szymon (chłopiec, który przyprowadził do mieszkania zagryzionego na śmierć Kamila - przyp. red.) przyprowadzał kolegów z obawy przed zniszczeniem rzeczy w mieszkaniu, a nie z powodu groźnych psów.
Jak relacjonował oskarżony mężczyzna, w mieszkaniu były dwa haki, rozmieszczone po dwóch stronach przedpokoju. Kiedy psy zrobiły coś złego, wtedy były przypinane na szelkach do tych haków i siedziały w ten sposób dwie godziny. W taki sposób wymierzano im karę.
Mariusz S. płakał w sądzie. Czy był to płacz z żalu nad śmiercią Kamila, a może zapłakał nad swoim losem? Tego nie wiadomo. Wiadomo jednak, że w związku z płaczem mężczyzny... sąd musiał przerwać rozprawę.
W sądzie pojawiła się również mama zmarłego Kamila. Nie było dla niej łatwe i przypomniało o stracie ukochanego synka... Podczas rozprawy przez cały czas ocierała łzy. Gdy oskarżony Mariusz S. składał wyjaśnienia, kobieta kręciła głową z dezaprobatą.
Sąd zaplanował na dziś przesłuchanie Mariusza S. Oskarżony złożył wyjaśnienia, ale odmówił odpowiadania na pytania prokuratora i oskarżyciela posiłkowego. Zaplanowano też wysłuchanie zeznania Szymona (niejawne).