– Oni idą tak, jak wojsko. Z jednej strony 15, z drugiej 15. Jak szarańcza – mówi jedna z mieszkanek Podkarpacia, w rozmowie z dziennikarzami „Raportu” Polsat News, którzy postanowili nagłośnić problem. Jedni boją się rumuńskiej mafii grzybiarzy. Inni – wykazują więcej zrozumienia. Traktują zbieraczy z pobliskich lasów, jak każdego, kto stara się zarobić na życie. Wiele osób jednak obawia się rumuńskich grzybiarzy i przyznaje, że to nie pojedyncze osoby, szukające darów natury, a doskonale zorganizowane grupy, działające jak prężne przedsiębiorstwo.
Zobacz też: Koronawirus w Polsce i na Podkarpaciu 15 września. Raport COVID-19
Dziennikarze „Raportu” Polsat News w swoim reportażu opisali i pokazali cały proceder. Kilkadziesiąt osób rusza w teren, przeczesując las w poszukiwaniu grzybów. Później znoszą je w jedno miejsce (zaplecze lokalnego pensjonatu), a tam ich zbiory są kontrolowane, selekcjonowane i warzone. Trafiają do kontenerów i samochodów-chłodni, a stamtąd są wywożone w świat. Prawdopodobnie do Niemiec, Francji i samej Rumunii. Skąd taki pomysł na biznes? Kraje docelowe są – jak przekonują lokalni mieszkańcy – doskonałym rynkiem zbytu dla polskich grzybów. Ceny mogą sięgać nawet 30 euro za kilogram – podejrzewają dziennikarze Polsat News. Za to zdobycie grzybów w Polsce prawie nic nie kosztuje.
Warto podkreślić, że na przemysłowy zbiór grzybów w lasach trzeba mieć pozwolenie i umowę z Lasami Państwowymi. Kto jednak wie, gdzie zaczyna się przemysłowy zbiór i jaki jest limit grzybów, które można zebrać? Leśnicy doskonale znają ten problem, jednak sami niewiele mogą zdziałać. Niedawno informowaliśmy, że przy patrolowaniu lasów Podkarpacia ma ich wspierać policja. Zobacz: Leśnicy z Podkarpacia drżą! Zagraża im rumuńska mafia?
Polecany artykuł:
Los samych grzybiarzy – jak podkreślają mieszkańcy Podkarpacia – też nie jest godny pozazdroszczenia. Ktoś na ich pracy zarabia prawdopodobnie krocie, ale oni sami pracują całymi dniami i żyją w trudnych warunkach – na koczowiskach przy polach namiotowych. Brak bieżącej wody i problemy z utrzymaniem czystości też dają się we znaki lokalnej społeczności. Niektórzy przyznają wprost, że boją się Rumuńskich grzybiarzy, nie wiedząc, czego się po nich spodziewać. Czy jest się czego obawiać? Wśród mieszkańców krążą niepokojące opowieści o agresywnych zachowaniach zbieraczy, ale lokalna policja nie odnotowała dotąd żadnych takich zgłoszeń. Zdarzają się drobne kradzieże, zakłócanie porządku, zaśmiecanie lasów.
Podobne sytuacje mają też miejsce w Małopolsce. W rejonie Gorlic nielegalnych grzybiarzy wylegitymowała policja, a zbieracze zostali zmuszeni do opuszczenia tego terenu – informuje Polsat News. W tym przypadku wykorzystano… obostrzenia związane z COVID-19, a nie przepisy dotyczące np. przemysłowego zbierania grzybów.
Polecany artykuł:
Na Podkarpaciu, podobnie, jak w poprzednich latach, najwięcej rumuńskich grzybiarzy jest w rejonie Beskidu Niskiego, w lasach nadleśnictw Dukla i Rymanów. W środę rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, Edward Marszałek potwierdził w rozmowie z portalem Polsat News, że w tym roku zbieracze znów powrócili. Leśnicy mogą ukarać grzybiarzy tylko wtedy, gdy ci złamią przepisy. – Nasze prawo nie limituje możliwości zbioru runa leśnego – wyjaśnił. Przepisy o przemysłowym zbiorze są więc martwe, a straż leśna interweniuje tylko wtedy, gdy rumuńscy zbieracze źle się zachowują. – Do tej pory strażnicy nałożyli ok. 20 mandatów, z czego 15 w ostatni weekend, m.in. za wjazd samochodem do lasu lub zaśmiecanie – wyjaśnił Marszałek, cytowany przez polsatnews.pl.