Ojciec Pana Mariusza zmarł 28 grudnia 2021 roku. Najpierw rodzina zajęła się organizacją uroczystości pogrzebowych, potem rodzeństwo zaczęło porządkować kwestie formalne po zmarłym. Jedną z rzeczy, które chcieli zrobić było zamknięcie konta po nieżyjącym ojcu.
Zobacz również: Jasło. Ukradł kielich z kościoła! Gdy nie mógł go sprzedać, zrobił coś strasznego
-3 stycznia poszliśmy do banku, żeby dopełnić formalności z zamknięciem konta taty. Po śmierci mamy w innym banku zemknęliśmy konto w 20 minut. Myśleliśmy, że tym razem też tak będzie. Szybko przekonaliśmy się, że dla banku w którym konto miał nasz ojciec śmierć klienta nie oznacza, że przestają oni na nim robić interesy!- mówił zdenerwowany syn zmarłego.
Przeworsk. Rodzina zmarłego oskarża bank
Mężczyzna wraz z rodzeństwem udali się do placówki w Przeworsku. Przedstawili tam faktury za pogrzeb i akt zgonu. Jak wynika z informacji przekazanych przez rodzinę, to nie wystarczyło, by zamknąć konto zmarłego.
- Nie zamknęliśmy wówczas konta, bo bank zaczął robić problemy. Tata miał do spłaty około 1400 zł kredytu. Wiedzieliśmy, że musimy to zobowiązanie spłacić, ale tata miał takie pieniądze na koncie, więc nie byłoby żadnego problemu. Jednak bank nie chciał zamknąć konta, działał opieszale! Kolejny raz wyszliśmy z niczym. Odpuściliśmy temat zamknięcia konta do momentu, aż uzyskamy akt notarialny. Przedłożyłem te dokumenty, a tam zaczęła się panika. Mimo tego, że miałem akt notarialny, akt zgonu, faktury za pogrzeb. Wszystkie wymagane dokumenty, a nawet więcej, niż normalnie potrzeba. Bank w Przeworsku wszystko podważał i odsyłał mnie z tym do Warszawy! W banku, gdzie ojciec miał rachunek poproszono mnie, żebym ze swojego konta przelał pieniądze na spłatę kredytu. Niewiele myśląc, chcąc już zakończyć tę sprawę poszedłem do banku, żeby zrobić przelew ze swojego rachunku. Na szczęście były jakieś problemy i przelew nie poszedł- mówił Mariusz Głąb.
Według syna zmarłego, bank ociągał się z zamknięciem konta, gdyż po śmierci ojca pobierał opłaty za funkcjonowanie konta. Chociaż na rachunku mężczyzny po jego śmierci była kwota w wysokości około 3 tys. zł, bank zwrócił do ZUS-u pieniądze za świadczenie emerytalne, które przyszło na konto zmarłego już po jego śmierci i za to naliczył opłatę. Ponadto, co najbardziej bulwersowało pana Mariusza, bank zażądał opłaty za informację o potwierdzeniu zamknięcia konta w kwocie 50 zł. Ostatecznie Pan Mariusz i jego rodzeństwo nie zgodziło się na zapłacenie po 50 zł za - jak to zostało określone - "dokumenty do standardowego zamknięcia konta" i konto zostało zamknięte bez tych opłat po sześciu tygodniach batalii z bankiem.
Kiedy zapytaliśmy w banku, dlaczego zażądano pieniędzy za zamknięcie konta i dlaczego trwało to tak długo mimo, iż jak deklaruje Pan Mariusz rodzeństwo miało wszystkie niezbędne dokumenty, na odpowiedź czekaliśmy ponad tydzień:
- Bank nie może udzielać informacji osobom postronnym, ponieważ jest zobowiązany do zachowania tajemnicy bankowej. Przekazuję sprawę do rzecznika klienta, który odpowie bezpośrednio osobie zainteresowanej - odpowiedział bank, który prowadził konto zmarłego ojca Pana Mariusza.
Bank pod lupą UOKiK
Bank w którym konto miał zmarły, niedawno był pod lupą Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Według UOKiK działanie banku naruszało interesy ekonomiczne konsumentów. Wątpliwości UOKiK wzbudziło m.in. wliczanie składki z tytułu dodatkowej usługi ubezpieczenia do całkowitej kwoty kredytu. "Konsument, który bierze w banku "XXX" kredyt konsumencki wraz z ubezpieczeniem, może skredytować jego koszt. Bank jednak bezprawnie wlicza koszt składek ubezpieczeniowych do całkowitej kwoty kredytu" - stwierdzono. Klienci, którzy – nie mając możliwości rzetelnego porównania oferty z ofertą innych banków, które prawidłowo informowały o całkowitej kwocie kredytu - mogli wybrać ofertę mniej korzystną z punktu widzenia kosztów, jakie będą musieli ponieść". W efekcie prezes UOKiK nałożył na bank ponad 44 mln zł kary. Decyzja nie jest prawomocna, przysługuje od niej odwołanie do sądu.