To porwanie przejdzie do historii polskiej kryminologii. Na Podkarpaciu porwania dla okupu to rzadkość, jednak się zdarzają. I to w biały dzień z wielkiego osiedla. Było porwanie, przetrzymywanie kotka w melinie, a na końcu porywacze wystąpili o okup!
Pani Urszuli Pełczyńskiej (65 l.), emerytce z Rzeszowa zaginęła kotka o imieniu Koka (8 l.). Właścicielka i jej sąsiedzi przez kilka dni szukali zwierzaka. Poszukiwania trawy nawet w nocy! Bezskutecznie. Zaangażowanych było wiele osób. Koka to osiedlowy pieszczoch. Garnął się do wszystkich, był lubiany na osiedlu. Mieszkańcy codziennie witali się z kotkiem i głaskali futrzaka. W końcu w mieście rozwieszono plakaty informujące o zaginięciu zwierzaka.
Po tym jak na osiedlach pojawiły się ogłoszenia, do drzwi Pani Urszuli zapukał osiedlowy menel trzymając kota w rękach i żądając za przekazanie zwierzaka 120 zł okupu!
– Żul, który ją odniósł, czekał przy mieszkaniu. Przedstawił się i powiedziała, że mam mu dać 120 zł. Powiedziałam, że nie mam pieniędzy – stwierdzała właścicielka Koki.
Porywacz pozostawał niewzruszony i nie chciał oddać kotka. W końcu emerytka wyrwała przestraszonego wygłodzonego kota, a mężczyzna który nie przewodził takiego obrotu sprawy uciekł bez okupu!
Pani Urszula po zajściu relacjonowała cała sytuację.
- Ten, który przyniósł mi kota, to bezdomny żul, który kumpluje się z innymi osiedlowymi menelami. Często ich spotykałam pod sklepem, zawsze prosili o jakieś drobne czy to na piwo, czy na papierosy. Czasem im dawałam, już nigdy tego nie zrobię – odżegnuje się kobieta.
Właścicielka kota jest przekonana, że za porwaniem stoi osiedlowy "element", który widział jak bardzo kobieta jest przywiązana do zwierzaka.
- Koka przez sześć i pół dnia nie jadła i nie piła! Jak weszła do domu, była wychudzona, przestraszona, spragniona i ranna! Menele przetrzymali Kokę w jakimś zamkniętym pomieszczeniu, które śmierdział tam samo jak ci żule. Kotka przesiąkła tym zapachem! Po tym poznałam, że to wszyscy osiedlowi bumelanci są zamieszkani w to porwanie - dodaje rozżalona właścicielka.
Kobieta zgłosiła sprawę na policje, ta obiecała się przyjrzeć temu. Oprócz porwania dla okupu, kot ucierpiał jeszcze w inny sposób! Miał rozcięte, zaropiałe ucho, jest też bardzo przestraszony. Nie daje się dotknąć nawet właścicielce. Mieszkańcy boją się wypuszczać swoje zwierzęta, żeby i te nie został porwane dla okupu.
Masz podobny temat?
Napisz do autora tekstu: