Józef M. był emerytowanym budowlańcem, bardzo lubianym w swojej wsi. Mieszkańcy malutkiego Lalina, wspominają gospodarza, który zginął przez byka, ze łzami w oczach. – To był taki dobry człowiek. Nie spotyka się wielu takich ludzi. Chodząc do lasu na grzyby, zbierał dla wszystkich sąsiadów. Ofiarował im co miał. Kochał zwierzęta, miał koty i te pięć byków, które codzienne wyprowadzał na łąkę. Tyle razy nam wszystkim pomagał. Złoty człowiek. To straszna tragedia. Naprawdę mógłby jeszcze żyć – mówiła jedna z sąsiadek.
Mężczyzna był samotny. Odeszła od niego żona, dzieci mieszkają w innym miejscu. Trzy lata temu spalił się mu dom. – On nawet po takiej tragedii nie chciał pomocy. Składaliśmy się we wsi po tym pożarze, żeby mu pomóc odbudować dom, ale on upierał się, że sam sobie poradzi. Pomogliśmy ile się dało. On zawsze nam pomagał – dodała inna sąsiadka.
64-latek mieszkał bardzo skromnie. Byki żyły w małej obórce. Agresja jednego z nich wśród wioskowych obrosła w legendę, był bardzo groźny. Bali się go wszyscy w Lalinie. Wiele razy atakował właściciela i inne zwierzęta. Był tak bardzo agresywny, że sam Józef M. podchodził do niego z dużą dozą ostrożności. Felernego wieczoru mężczyzna poszedł zabrać zwierzęta do obórki, bo noce były coraz zimniejsze. Gdy podszedł do agresywnego byka ten go zaatakował i sponiewierał. Ślady walki widać było przez kilka metrów na trawie. Potem byk zrzucił mężczyznę do małego rowu. Nie wiadomo czy zwierzę zostawiło bezwładne ciało gospodarza, czy jeszcze atakowało konającego od obrażeń właściciela. Jednak to w tym małym rowie, ciało mężczyzny znalazł jego brat.
Polecany artykuł:
– Nie widzieliśmy pana Józka już ze dwa dni. W końcu zadzwoniliśmy do jego brata zapytać co z naszym sąsiadem, bo go nigdzie nie widać. On przyjechał, bo sam też rozmawiał z nim kilka dni wcześniej. W domu nie znalazł nikogo. Byków też nie było. Zaginięcie pojechał zgłosić na policje, ale funkcjonariusze zaznaczyli, że jest już bardzo późno i poszukiwania rozpoczną na drugi dzień od rana. My jednak nie mogliśmy czekać. W nocy z latarkami wyszliśmy szukać Józefa. Przeszliśmy miejsca, gdzie wypasał byki. W końcu, około 22.00 to jego brat znalazł go w tym rowie. Na drugi dzień oglądaliśmy tą polankę. Widać na niej ślady walki. Naprawdę bardzo szkoda tego człowieka. Nie zasłużył na śmierć. Hodował to zwierzę dwa lata. To bardzo niesprawiedliwe – podsumowała sąsiadka.
Sytuację wciąż badają śledczy, którzy weryfikują, co tak naprawdę wydarzyło się feralnego dnia. – W sprawie wszczęto śledztwo. Jest prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci, chodzi o art. 155 kodeksu karnego. Czekamy na wyniki sekcji zwłok – informuje Izabela Jurkowska-Hanus, prokurator Prokuratury Rejonowej w Sanoku.
Józefa M. pochowano na malutkim cmentarzu we Wzdowie. Żegnała go cała wieś. Byki bardzo szybko zostały sprzedane.