- O tym, że bank ma jakieś problemy, usłyszałem już w piątek pod sklepem, więc przelałem swoje pieniądze na konto żony w innej placówce. Potem dzwoniłem po znajomych, żeby w bankomatach wybrali co mają, bo nie wiadomo, co się wydarzy w poniedziałek - opowiada pan Tadeusz (47 l.).
A w poniedziałek pod bankiem był już istny Meksyk. W monstrualnej kolejce, która uformowała się już w nocy, ludzie wygadywali niestworzone rzeczy o kłopotach placówki. Nie wszyscy w nie wierzyli, ale oni na wszelki wypadek postanowili zlikwidować swoje konta czy lokaty.
- Tłumaczyliśmy, że robią błąd, że stracą procenty, że bankowi nic nie grozi, że cała ta sytuacja jest wynikiem fałszywej informacji, ale nie słuchali – mówi Janina Kopała, prezes Banku Spółdzielczego w Grębowie.
Już w godzinach porannych placówka wyzbyła się większości gotówki, a kilka godzin później straciła płynność finansową i zawiesiła obsługę klientów. Co dalej – nie wiadomo. Jeśli trend się utrzyma, to sami klienci mogą doprowadzić ją do upadku.
Masz podobny temat?
Napisz do autora tekstu: