Kopki k. Rudnika. Matka zabiła dzieci, a potem siebie
Do tej tragedii doszło we wtorek, 30 marca. Do drzwi domu, w którym Magdalena V. mieszkała razem z rodzicami zapukał ojciec dzieci, Jochen V., obywatel Niemiec, wraz z kuratorem i psychologiem. Wcześniej rodzina mieszkała w Niemczech. Dzieci Polki i Niemca: Julka (7l.) i Mateusz (3l.) miały niemieckie obywatelstwo i tam się wychowywały. Kobieta wbrew woli męża zabrała dzieci do Polski. Ten wystąpił do polskiego sądu, który uznał, że dzieci powinny wrócić do swojej ojczyzny, jaką było miejsce zamieszkania ich ojca. Kobieta jednak za nic nie chciała oddać córeczki i synka mężowi. Wolała odebrać im życie i potem popełnić samobójstwo.
- Kobieta zamknęła się w łazience z dziećmi pod pozorem przygotowania tych dzieci do podróży, po czym dokonała przy użyciu noża zabójstwa dzieci oraz sama popełniła samobójstwo. To są wstępne ustalenia po przeprowadzonych w dniu wczorajszym oględzinach oraz przesłuchaniu świadków - mówił prokurator Andrzeja Dubiel, Rzecznik Prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.
Kopki k. Rudnika. Zabite dzieci spoczną w Niemczech
Wstępne wyniki sekcji zwłok potwierdziły, że wszyscy zmarli w wyniku ran kłutych zadanych ostrym narzędziem. Chociaż Magdalena V. tak bardzo nie chciała, by dzieci wróciły do Niemiec, jej wola nie zostanie spełniona. Tuż przed świętami Wielkanocnymi, w Wielki Piątek Jochen V. zabrał ciała Julki i Mateuszka do ich rodzinnego miasteczka w zachodnich Niemczech. „Na zawsze pozostaniecie w naszej pamięci – Rodzice” - brzmi napis na jednym z wieńców złożonych na grobie kobiety. W ten sposób dziadkowie pożegnali również swoje wnuki, które zostaną pochowane w Niemczech. Magdalena, matka dwójki dzieci, którym odebrała życie została pochowana na Cmentarzu Parafialnym w Rudniku nad Sanem. W ostatnim pożegnaniu uczestniczyło kilkadziesiąt osób. Wielu mieszkańców wsi z ciekawości zatrzymywało się przy kondukcie pogrzebowym.
Pogrzeb Magdaleny V. w Rudniku
- Ludzie to o niczym innym nie gadają. Wszyscy zastanawiają się, dlaczego to zrobiła. Normalnie ściągnąłbym czapkę, żeby oddać hołd zmarłemu, ale tu tego nie zrobię, bo jeszcze ludzie pomyślą, że popieram to, co zrobiła. Miała normalną mszę, ksiądz ją odprowadzał do grobu. Na poświęconej ziemi spocznie. To dużo. Może Bóg jej wybaczy... - mówił jeden z wielu ludzi zgromadzonych pod kościołem podczas wyprowadzania urny z prochami z kaplicy.
Mieszkańcy pojawiający się nad grobem tuż po pogrzebie też nie ukrywali swoich emocji. Jedni zapalali w milczeniu znicz, inni krzyczeli, że z tragedii została zrobiona sensacja i kobieta musiała to zrobić, bo nie miała innego wyjścia. Wiele zrozumienia dla postępowania kobiety mają też okoliczni mieszkańcy, którzy starają się wytłumaczyć zachowanie, czy motywy postępowania Magdaleny V.
Więcej o zabójstwie w Kopkach k. Rudnika: