Rodzice desperacko szukają miejsc dla swoich dzieci

i

Autor: Pixabay/Siegiella Rodzice desperacko szukają miejsc dla swoich dzieci

Rzeszów: Przedszkola publiczne nieczynne przez miesiąc. Rodzice nie wiedzą, gdzie posłać swoje dzieci

2017-07-10 12:53

Każda placówka jest nieczynna przez 30 dni. Zastępstwa nie są wyznaczone. Nie brakuje zrozpaczonych mam, które nie są wstanie znaleźć miejsc, w których ich pociechy będą miały zapewnioną opiekę. 

Zwykle nie piszę artykułów w swoim imieniu, tym razem postanawiam jednak to zrobić. Dlaczego? Temat dotyczy szerokiego grona mam w Rzeszowie, a my, rodzicielki, powinnyśmy się solidaryzować. 

Jestem mamą 5-letniej Emilki. Córka od roku uczęszcza do przedszkola publicznego. To Przedszkole nr 21, które bardzo sobie chwalę. Dlaczego dopiero od roku? Wcześniej byłam mieszkanką gminy ościennej, więc musiałam korzystać z placówek prywatnych. Koszta? 800 złotych za żłobek i 500 złotych za przedszkole. Zgroza. 

Wydawać by się mogło, że teraz placówka prywatna jest istnym zbawieniem. Problem zrodził się jednak w okresie wakacyjnym. Dlaczego? Każda taka placówka przez miesiąc jest zamknięta. W przypadku przedszkola na Krzyżanowskiego w lipcu uczęszczają dzieci rodziców pracujących, a w sierpniu... No właśnie - co w sierpniu? Placówka jest nieczynna, a nigdzie nie ma informacji, gdzie rodzic powinien skierować swoje dziecko w tym czasie, wychowawczynie nie potrafią jej udzielić. 

Naiwnie myślałam, że na ten czas uda mi się przepisać małą do przedszkola prywatnego, które już zna. Okazuje się jednak, że przedszkola prywatne pękają w szwach i dyrekcja, choć bardzo by chciała, nie może zagwarantować, że w sierpniu znajdzie się choć jedno wolne miejsce. 

Szybko orientuję się, że mam w podobnej sytuacji jest wiele. Zbyt wiele. Co robią? Modlą się w duchu, by pracodawca dał nieco więcej urlopu, dziecko nie płakało u dziadków, szukają pomocy u sąsiadów, znajomych, w skrajnej desperacji udają, że chorują. Żadne z powyższych rozwiązań nie ratuje mnie z opresji. 

Dzwonię zatem do Wydziału Edukacji, gdzie Pan dyrektor Zbigniew Bury stara się być pomocny. Szybko wylicza przedszkola, które dyżurują w sierpniu. To własnie tam powinni przyjąć moją Emilę. A są to przedszkola o numerach: 4, 5, 9, 14, 16, 24, 28, 29, 33, 38, 42, 43 oraz punkty przedszkolne nr 8, 6, 31, 1.  Szkoda, że takie informacje nie są podane do wiadomości publicznej. 

Szybki rzut na mapę miasta. Najbliżej znajduje się numerek 38. Czy szczęśliwy? Nic podobnego! Słyszę, że pani dyrektor do końca miesiąca jest na urlopie i żadne zapisy nie są prowadzone. To może numer 5? Tam w słuchawce:

"Mamy straszne remonty, dzieci nie przyjmujemy".

Przychodzi moment zwątpienia. Ponownie telefonuję do Pana Dyrektora Burego. Poleca numerki 4 i 29, bo są najbliżej. Dzwonię pod pierwszy ze wskazanych. Pani dyrektor nie ma, ale oddzwoni. Jest promyk nadziei. Czy zgaśnie? 

A jak to się robi w innych miastach? Rozmawiam z sąsiadem pochodzącym z Katowic, który rzuca:

- Naprawdę? U nas sprawa była prosta - dzieci z automatu na miesiąc były przenoszone do innej placówki. Cała grupa - tak, by czuły się możliwie najmniej zestresowane. 

I tu wypadałoby postawić kropkę. 

Zobacz też: ESKA Summer City w Bacówce Radawa&Spa: Działo się! [ZDJĘCIA]

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki