Wyobrażacie sobie Paryż bez Wieży Eiffla czy Nowy Jork bez Statuy Wolności? A Rzeszów bez Pomnika Czynu Rewolucyjnego? Dawid Domański sobie tego nie wyobraża i walczy o to, by słynny monument w Rzeszowie został.
Pomnik Czynu Rewolucyjnego zwany też (a raczej zwykle) "Wielką C" od lat niezmiennie kojarzy się z Rzeszowem chociaż wywołuje uśmiechy i żarty, to wpisał się jako symbol stolicy Podkarpacia. Monument może jednak niedługo zniknąć z przestrzeni miasta w ramach ustawy dekomunizacyjnej z 2016 roku. W ostatnim czasie został ogrodzony, ponieważ ma stanowić zagrożenie dla osób przechodzących w jego pobliżu.
Dawid Domański należy do Stowarzyszenia Ochrony Architektury Powojennej. Angażuje się w obronę Pomnika Czynu Rewolucyjnego w Rzeszowie, jest administratorem fanpaga "RPO - Razem Pomnik Obronimy". W rozmowie z "Super Expressem" tłumaczy, dlaczego pomnik powinien zostać.
Dlaczego się Pan tak mocno zaangażował w obronę słynnego rzeszowskiego pomnika? Co on dla Pana symbolizuje?
Nie sądzę, żebym był zaangażowany ze szczególnych pobudek. Po prostu odczułem potrzebę obrony czegoś w przestrzeni swojego miasta. Jestem rzeszowianinem, dobrze mi się tu żyje, uważam Rzeszów za coś własnego, a pomnik zawsze pozytywnie mi się kojarzył. Lubię też, gdy się ze mną na temat miasta rozmawia, a nie - próbuje mi się coś narzucić. Nasz pomnik to symbol Rzeszowa i jest z nim powszechnie kojarzony w Polsce, poza jej granicami gdzieniegdzie też. Nie zgadzam się na odebranie społeczności Rzeszowa czegoś, co owa społeczność lubi. Jeśli kojarzy się on tylko z "komuną", to jedynie nielicznej grupie jego przeciwników. Przez trzydzieści lat wolnej Polski mieszkańcy miasta i sympatycy pomnika spoza stolicy regionu, w wyniku nieskrępowanych procesów społecznych, nadali mu mnóstwo nowych kontekstów. Zresztą, miał on alternatywne życie w odbiorze społecznym od niemal samego początku, choćby z uwagi na zauważane szybko podobieństwo do waginy. Tymczasem jego przeciwnicy zdają się w ogóle nie zważać na tych mieszkańców i te procesy, dla nich ważna jest tylko racja historyczna i tylko o niej chcą jakkolwiek rozmawiać. W dyskusjach i innych wypowiedziach dzielą mieszkańców na "lepszych" i "gorszych" pod względem tego, jak na tę historię oni się zapatrują, albo sugerują, że ci, zwłaszcza młodsi, w ogóle jej nie znają. Niektórzy wyzywają nas w internecie od "komuchów", "czerwonych", marginalizują nasz głos albo odmawiają mu w ogóle ważności.
Nie należę do żadnej partii politycznej, znam historię i uważam, że trzeba się jej uczyć z książek. Czym innym jest znajomość historii, a czym innym chęć spotkania się ze znajomymi "pod Wielką". Zburzenie czegokolwiek nie jest zbyt dobrą metodą dydaktyczną. Pomnik symbolizuje dla mnie miasto, które lubię, patrzę na niego wielorako, a działania przeciwników oceniam jako antydemokratyczne i antyobywatelskie. Przyczyny, dla których go bronię to zwykłe, obywatelskie pobudki.
Jak Pan się odnosi do argumentów strony przeciwnej - że "Wielka C" propaguje komunizm?
Argument, że propaguje komunizm jest mało merytoryczny i niedorzeczny. Jest to erystyczne wypychanie wątku historycznego, i to w formie niepełnej, przed wszystkie inne wątki w skomplikowanej historii tego monumentu. Nikt nie zamierza fałszować historii i twierdzić, że pomnika nie budowali komuniści. Ówczesna lokalna władza odwołała się do pewnych zdarzeń z dziejów regionu, które zawłaszczyła w swojej propagandzie i obecnie, z tego tylko powodu, że przeciwnicy pomnika nie chcą (a może nie potrafią) na te zdarzenia patrzeć odrębnie, chcą jego wyburzenia. "Czyn rewolucyjny", który ma on w jednej z nazw, jest dla nich "odpryskiem" lub konsekwencją tylko jednej rewolucji, czyli komunistycznej, i jeśli kiedyś ktoś za pomocą tej zbitki wyrazów określał jakieś wydarzenia z lat trzydziestych, czyli czasów zanim komuna zainstalowała się w Polsce u władzy, to obecnie jest to już ich zdaniem nieuprawnione. Takie podejście jest ahistoryczne, a wręcz manipulatorskie. W ten sposób można zresztą "argumentować" dosłownie wszystko. Pisałem kilka dni temu o pomniku Jana XXIII we Wrocławiu, który również zbudowała komuna i również w celach propagandowych, chcąc zawłaszczyć osobę i wypowiedź tego papieża w swoim przekazie. To się przecież nie udało, komunę zweryfikowała historia w 1989 roku. Sylwetka papieża nie gloryfikuje przecież komuny, w jaki sposób ma ją propagować uniwersalny symbol mandorli!? Niektórzy podnoszą temat rzeźb, gdyż są one typowe dla czasów, w których powstały, ale na rzeźbach również nie ma komunistycznych symboli. Od ponad dwudziestu lat na szczycie pomnika wisi herb Rzeszowa, a zatem określanie tego monumentu jako "całkowicie komunistycznego" to zwykły bezsens. Jedyna racja, którą przedstawiają przeciwnicy rzeszowskiego pomnika jest taka, że trzeba usunąć coś, czego oni nie lubią. Starają się wykazać istnienie korespondencji ideologicznej z innym rzeszowskim pomnikiem, mianowicie tym na Placu Ofiar Getta, poświęconym Armii Czerwonej, a więc pośrednio z czasami największego terroru stalinowskiego w latach 50-tych. Moim zdaniem tej korespondencji w ogóle tutaj nie ma, a jest między pomnikami rzeszowskim i wrocławskim. Ale chodzi o papieża, więc przeciwnicy chyba nie chcieliby widzieć analogii.
Jak Pan ocenia działania władz miasta w związku z planem zagospodarowania przestrzennego?
Działania władz miasta oceniam pozytywnie. Prezydent Fijołek i radni wyszli naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców, którzy lubią ten monument i wielokrotnie, czy to w profesjonalnych sondażach i innych badaniach, czy też internetowych sondach, wypowiadali się za jego pozostawieniem. Przeprowadzenie takiej sondy obecnie rozwiałoby wątpliwości raz jeszcze. Jest dla mnie jasne, iż "sagę pomnikową" trzeba wreszcie zakończyć.
Rzeszów bez "Wielkiej". Czy wyobraża Pan sobie, że mogłoby do tego dojść?
Nie wyobrażam sobie Rzeszowa bez pomnika. Niszczenie dzieł sztuki to absurd i paranoja, w historii robili tak tylko barbarzyńcy i ci, którzy chcieli narzucić swoją jej wizję jako jedynie słuszną. Twórcą pomnika jest prof. Marian Konieczny, autor m. in. Warszawskiej Nike oraz pomników Jana Pawła II w Licheniu i Leżajsku. Jego wyburzenie niczego nie zmieni, nikomu nie przywróci życia, z kolei nikt, patrząc na zachowany pomnik nie pomyśli, że "komuna była lepsza niż do tej pory mi się wydawało". Za to nadanie temu miejscu nowego kontekstu przez dodanie np. tablic, byłoby całkowitym zanegowaniem intencji komunistycznych mocodawców jego budowy! Dlaczego przeciwnicy jego pozostania nie chcą tego widzieć? Nie wiem. Za to chcą, wyburzając go, zachować się jak barbarzyńcy, choćby jak ta komuna, której przecież nienawidzą. To komuna wychodziła z apriorycznego założenia, że jest lepsza niż każdy inny ustrój, wykazywała się w działaniach chęcią zemsty czy rewanżu (określaną jako "przywracanie historycznej sprawiedliwości" lub innymi eufemizmami), nie słuchała obywateli i tak dalej.
Jakie dalsze działania zostaną podjęte w obronie pomnika?
Dalsze działania obrońców pomnika będą logiczną kontynuacją dotychczasowych. Mogę mówić tylko za siebie oraz za Stowarzyszenie Ochrony Architektury Powojennej, do którego dołączyłem jako społecznik i "głos" na miejscu akcji. Nie jestem reprezentantem obrońców pomnika ani w ogóle, ani żadnej z grup obrońców poza SOAP. Jesteśmy członkami szerokiej koalicji różnych środowisk, które opowiadają się za pomnikiem, a głosy każdego z tych środowisk są widoczne choćby w internecie. Prezes i zarząd mojego stowarzyszenia piszą listy do właścicieli gruntu, czyli oo. Bernardynów, w których próbują przekonywać do podjęcia decyzji o zachowaniu monumentu. Z innych działań - gromadzimy dokumenty odnośnie jego powstania i następnie będziemy pokazywać je w sieci. "Nagim" dokumentom można kazać mówić wiele rzeczy, a przeciwnicy każą również im mówić to, co oni by chcieli, żeby mówiły. Należy prostować takie manipulacje przez pokazywanie dokumentów źródłowych bez komentarzy.
Jak daleko mógłby się Pan posunąć w jego obronie?
Jestem członkiem SOAP, ale też wkurzonym rzeszowianinem Od stycznia tego roku, gdy sprawa wróciła po raz kolejny, polemizowałem z przeciwnikami pomnika w sieci. Uważam jednak, że przepychanki internetowe, nawet merytoryczne, nie są szczególnie potrzebne - druga strona wie swoje i ich się nie przekona. Wiem tyle, że zarówno Kościół jak i wojewódzcy radni PiS nie reprezentują jednolitych poglądów w tej sprawie. W sieci jest do odnalezienia list ks. dr Pawła Batorego, diecezjalnego konserwatora zabytków, który jednoznacznie opowiedział się za pozostawieniem pomnika. Wniosek o udzielenie zakonowi dofinansowania na cel jego demontażu, jaki pojawił się w grudniu ub.r. na obradach sejmiku przy głosowaniu budżetu województwa, został poparty przez mniejszość radnych Prawa i Sprawiedliwości spośród tych, którzy byli wtedy na sali obrad. Gdy jeden z przeciwników pomnika osobiście pojawił się na konferencji prasowej w kwietniu tego roku, usiłował zakłócić jej przebieg i zachowywał się skandalicznie. Z kolei ze skrzynki mailowej rzeszowskiego klasztoru Bernardynów, w odpowiedzi na e-mail wysłany w ramach akcji pisania takowych, dostałem jedynie tekst opublikowany na stronach OKO.press w zeszłym roku, zawierający listę działań odnośnie usuwania sowieckich monumentów w Europie, jakie miały miejsce po ataku Władimira Putina na Ukrainę. Nie wiem, jak to się ma do tematu sporu o pomnik w Rzeszowie, który nie jest "sowiecki", dlatego nie widzę wielkiego sensu w bezpośrednim zwracaniu się do szeregowych przedstawicieli przeciwnej strony. Zresztą, dyskusja na takie erystyczne argumenty jak zestawianie rzeszowskiego pomnika z wrocławskim pomnikiem papieża nie jest zbyt wartościowa i poważna. Swoje stanowisko przedstawiłem podczas tejże konferencji prasowej, mówiąc, że podejmiemy wszystkie w granicach prawa działania na rzecz zachowania pomnika w przestrzeni Rzeszowa i sprzeciwiamy się próbom jego usunięcia czy zniekształcenia. To jest stanowisko mojego stowarzyszenia i moje własne. Spierajmy się, ale bez wyższościowego uważania, że "nasza jest tylko racja i jest to święta racja". Dopiero po rozpatrzeniu wszystkich "za" i "przeciw" zaistnieją właściwe przesłanki do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Należy pamiętać, że czasy nieustannie się zmieniają, a niszczenie czegokolwiek to najgorsze z możliwych wyjść.
"Wielka C" stoi, ale jak długo?
Ustawa z 1 kwietnia 2016 roku o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego wprowadzona przez rząd Prawa i Sprawiedliwości (PiS) obliguje do demontażu wszelkich pomników, budowli oraz obiektów i urządzeń użyteczności publicznej kojarzących się z ustrojem totalitarnym. Obecnie rzeszowski pomnik stoi nienaruszony, choć został ogrodzony ze względu na bezpieczeństwo osób przechodzących w pobliżu. Władze miejskie oraz organizacje społeczne zapowiadają dalszą walkę o to, by nie burzyć słynnej „Wielkiej C”.