Sąd Apelacyjny w Rzeszowie uniewinnił Krzysztofa M. Niesłusznie spędził w więzieniu dwa lata
Pan Krzysztof wraz ze swoim obrońcą stanęli do walki o zadośćuczynienie i odszkodowanie za nieuzasadnione pozbawienie wolności. Sąd Okręgowy w Przemyślu w wyroku z dnia 28.12.2023r. takowe przyznał. Pomimo to prokuratura najprawdopodobniej będzie walczyć o obniżenie przyznanych przez sąd kwot, ponieważ już dzień po ogłoszeniu wyroku złożono w sądzie wniosek o uzasadnienie, co zwykle jest procesową zapowiedzią apelacji.
Nie był świętym, ale tego nie zrobił. Dlaczego trafił do więzienia?
Krzysztof M. otwarcie mówi, że nie zawsze żył zgodnie z kanonem prawa, a wybryki młodości przypłacił kilkoma odsiadkami w zakładach karnych, gdzie spędził łącznie kilka lat. W jego kartotece powtarzała się zarzut rozboju, ale przed ostatnim zatrzymaniem, które miało miejsce w listopadzie 2019 r., przez siedem lat nie naruszył jakiegokolwiek przepisu.
- Nie dostałem nawet mandatu za nieprawidłowe przejście przez jezdnię! To był dobry czas w moim życiu, ożeniłem się, urodził nam się syn - tłumaczył w rozmowie z Super Expressem mężczyzna. Od czasu kiedy urodziło mu się dziecko, miał już żyć jak każdy inny odpowiedzialny rodzic, wychowując swoją pociechę najlepiej, jak potrafił. Pracował za granicą i w Polsce, w różnych profesjach. Razem z żoną oszczędzali pieniądze na zakup wymarzonego mieszkania, które wynajmowali, bo pojawiła się możliwość pozyskania go za korzystną cenę od dotychczasowego właściciela.
W 2019 roku mężczyzna wrócił z Anglii i poprosił o pomoc w posprzątaniu piwnicy Katarzynę N. i Stanisława M., dwoje bezrobotnych, których często widywał w sąsiedztwie bloku, w którym mieszkał. Obydwoje się zgodzili i pracę wykonali.
- Po robocie na ich prośbę pozwoliłem się im umyć w mieszkaniu. Normalna rzecz. Zapłaciłem za usługę i rozstaliśmy się. Po paru dniach żona pytała mnie, czy nie widziałam jej złotej obrączki i pierścionka zaręczynowego, które przechowywała na stoliku w łazience. Oczywiście stwierdziłem, że na pewno ma to w swoich szpargałach. Temat wracał kilka razy, aż w końcu zorientowałem się, że zniknięcie kilku drobiazgów z naszego mieszkania zbiegło się z wizytą Katarzyny N. i Stanisława M. - powiedział Krzysztof M.
- Wiedziałem że od wielu miesięcy byli widywani w różnych miejscach Przemyśla. Zacząłem ich szukać na własną rękę, bo nie do końca ufam policji. Pytałem sąsiadów, czy ich nie wiedzieli pod sklepami, bo to tacy lokalni „zbieracze” bardzo mocno nadużywający alkoholu. Chodziłem nawet po lombardach w mieście i szukałem tej obrączki i pierścionka. Nie mogłem na nic trafić, aż w końcu zobaczyłem ich! - tłumaczył dalej skazany przez Sąd Okręgowy w Przemyślu. - Siedziałem z kolegą na przystanku autobusowym i jak tylko zobaczyłem ich, podbiegłem i zacząłem krzyczeć, żeby oddali to co mi ukradli. Jednak od razu się zorientowałem, że są tak upojeni, że żadna rozmowa z nimi nie ma sensu. Przyparłem do muru, popatrzyłem na rękę, czy nie mają tego, co szukam, i zostawiłem ich. Usiadłem z powrotem na przystanku i czekałem ze znajomym na autobus - relacjonował pan Krzysztof. Jednak zamiast autobusu podjechał radiowóz. Ktoś z ulicy wezwał patrol do zachowujących się agresywnie mężczyzn.
Pan Krzysztof został zabrany na komendę razem z kolegą, gdzie został zatrzymany. - Policjanci byli bardzo w porządku. Mówili, że Stanisław M. i Katarzyna N. w chwili mojego zatrzymania mieli po 3 promile alkoholu i że to takie osoby wielokrotnie karane, które mają wiele na sumieniu. Z tego, co wiem, obecnie też przebywają w zakładzie karnym - wyjaśnił.
Początek problemów. Mówił, że jest niewinny
- Problem rozpoczął się, gdy zostałem doprowadzony do prokuratury. Tam pani prokurator od razu rzuciła aktami na biurko i powiedziała do policjantów: "Jak się nie da, jak się da" - zanim jeszcze ze mną porozmawiała, miała już wszystko napisane i niemal gotowy akt oskarżenia. Tłumaczyłem, że robi błąd, że jestem niewinny i nic im nie zrobiłem, ale zostałem oskarżony o pobicie i usiłowanie rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia - zrelacjonował nam pan Krzysztof. - W trakcie rozprawy przed Sądem Okręgowym w Przemyślu okazało się, że jednym z dowodów, na którym opierała się prokuratura, są protokoły podpisane rzekomo przez Stanisława M. i jego pisemne oświadczenia. Ale Stanisław M. pod przysięgą zeznał przed Sądem w Przemyślu, że nie potrafi czytać i pisać. Zastosowano dłuższy areszt i już nie mogłem wiele zrobić. Tak jak potrafiłem, pisałem wnioski o przesłuchanie kolejnych świadków, którzy potwierdzą, że ja i mój kolega jesteśmy niewinni, żeby zabezpieczono monitoring z budynków dookoła miejsca, gdzie miała miejsce moja awantura z Katarzyną N. i Stanisławem M., na którym będzie widać, że nic nie zrobiłem tym ludziom.
Oskarżony przez prokuraturę z Przemyśla o rozbój i pobicie czuł się całkowicie bezradny.
- Miałem wrażenie, że waliłem głową w mur. Prokuratura konsekwentnie odmawiała możliwości widzeń z dzieckiem i żoną. W marcu 2020 r. ogłoszono stan epidemii COVID. Nadal nie miałem żadnej możliwości spotkania z dzieckiem i żoną. Odmawiano mi możliwości rozmów telefonicznych. Korespondencja z najbliższymi była w zasadzie niemożliwa. Złożyłem wniosek o wyznaczenie obrońcy z urzędu. Nie wiem dlaczego uznano za wiarygodne wyjaśnienia Katarzyny N. i Stanisława M., którzy byli dowożeni na mój proces z zakładów karnych (byli wielokrotnie karani za różne przestępstwa). W Sądzie Okręgowym w Przemyślu Pani Prokurator żądała dla mnie kary ponad ośmiu lat pozbawienia wolności - relacjonował poszkodowany w lipcu 2023 roku.
Sześć miesięcy czekał na uzasadnienie wyroku. Cały czas był w areszcie
- Sąd ten wydał wyrok skazujący mnie na 4 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Uzasadnienie tego wyroku sąd w Przemyślu sporządzał przez sześć miesięcy. Mój obrońca składał kolejne zażalenia na stosowany wobec mnie tymczasowy areszt, niestety sąd ich nie uwzględniał, wskazując, że skoro zostałem skazany na karę pozbawienia wolności - choć wyrok nie był prawomocny - to stosowanie tymczasowego aresztu jest w pełni uzasadnione - Krzysztof M. mówił, że załamał się w oczekiwaniu na uzasadnienie wyroku I instancji i apelację do Sądu Apelacyjnego. - Mój obrońca przygotował bardzo obszerną apelację, wskazując na szereg uchybień sądu I Instancji i prokuratury w Przemyślu. Udowadniałem, że szukałem tych ludzi, bo byli w moim domu i mnie okradli, ale na nic to. Moja żona chodziła do Pani Prokurator, a ta jej poradziła, żeby się ze mną rozwiodła. Miałem bardzo utrudnione kontakty z żoną. Z dzieckiem niemal w ogóle nie mogłem nawet przez telefon porozmawiać. Robiono mi problemy nawet, żeby spotkać się z prawnikiem, który od początku wierzył, że jestem niewinny i rzeczywiście walczył dla mnie. Jako jeden z bardzo niewielu i potem udowodnił to przed Sądem Apelacyjnym w Rzeszowie i Sądem Najwyższym w Warszawie - wspominał nam mężczyzna już po wyjściu z aresztu.
Uniewinnienie. Krzysztof M. odzyskał upragnioną wolność
Sąd Apelacyjny w Rzeszowie w lutym 2022 r. zmienił wyrok sądu I instancji i całkowicie uniewinnił Krzysztofa M. od zarzucanych mu czynów. Jeszcze tego samego dnia mężczyzna został zwolniony z zakładu karnego. Od tej decyzji Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie kasację wniosła prokuratura, ale Sąd Najwyższy w Warszawie w dniu 22 czerwca br. roku uznał złożoną kasację za bezzasadną, w całości akceptując wszelkie ustalania Sądu Apelacyjnego. Wyrok jest już prawomocny.
Czas izolacji w areszcie i zakładzie karnym był, jak relacjonuje mężczyzna, najgorszym okresem w jego życiu. - Siedziałem za niewinność i nic nie mogłem zrobić. Pieniądze zaoszczędzone na mieszkanie żona musiała wydać na życie, bo została sama z synkiem, a ją zwolniono z pracy. Zacząłem poważnie chorować, chociaż całe życie byłem zdrów jak ryba - mówił 53-latek.
Stan psychiczny i fizyczny mężczyzny miał się bardzo pogorszyć po 28 miesięcznym pobycie w Zakładzie Karnym, który jak się potem okazało, był stosowany niesłusznie. Prokuratura ciągle podtrzymywała, że materiał dowodowy zgromadzony w sprawie pozwalał na skierowanie aktu oskarżenia przeciwko Krzysztofowi M.
Z tym stanowiskiem nie zgadzał się pełnomocnik oskarżonego, a obecnie poszkodowanego. Ten doprowadził do procesu w którym Krzysztof M. miał otrzymać odszkodowanie, oraz zadośćuczynienie za niesłuszną izolację w areszcie przez 28 miesięcy.
Proces toczył się przed Sądem Okręgowym w Przemyślu. W dniu 28 grudnia 2023 roku sędzia Bogusław Kusz uznał, że 53-letniemu przemyślaninowi należy się rekompensata za czas w areszcie. Zapadł nieprawomocny wyrok w myśl, którego Krzysztof M. powinien otrzymać w sumie 332 514 zł 60 gr. Wiceprezes Sądu Okręgowego w Przemyślu sędzia Łukasz Rodatus potwierdził, że sąd pierwszej instancji przyznał poszkodowanemu zadośćuczynienie za czas w areszcie w kwocie 280 tys. zł i odszkodowanie w kwocie 52 514 zł 60 gr. Już 29 grudnia z Prokuratury do Sądu Okręgowego wpłynął wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku, który to zwykle jest zapowiedzią apelacji.
Czy mężczyzna, który niesłusznie spędził w areszcie 28 miesięcy doczeka się odszkodowania i zadośćuczynienia? Do tematu wrócimy.
Komentarz prokuratury
Anna Szczerba, Prokurator Rejonowy w Przemyślu, w rozmowie z nami w lipcu zaznaczyła: "Zebrany materiał dowodowy w ocenie oskarżyciela publicznego uzasadniał skierowanie aktu oskarżenia do sądu. O powody, dla których sąd uniewinnił oskarżonego, proszę pytać w sądzie, ja odpowiadam, dlaczego prokurator skierował akt oskarżenia, bo w ocenie prokuratora zebrany materiał dowodowy uzasadniał skierowanie aktu oskarżenia, w zakresie zarzucanych oskarżonemu czynów". Nie uzyskaliśmy odpowiedzi, jakie dowody świadczyły na niekorzyść Krzysztofa M. Prokuratura nie komentowała relacji poszkodowanego, ani wpływu, które te wydarzenia miały na jego życie.