Ciężko ubrać w słowa to, co widać, w dotąd zadbanym podwórku. Woda wdarła się na nie błyskawicznie w piątek po południu. Fala miała około dwóch metrów i w tartaku oraz domu właściciela woda pozostała przez około dwie godziny. To były najstraszniejsze godziny w życiu Tadeusz Piejki (57 l.).
Zobacz też: Woda zabrała im wszystko. WSTRZĄSAJĄCE relacje po POWODZI na Podkarpaciu [GALERIA]
Porywisty nurt Mleczki wdarł się do tartaku i „siłą zabrał wszystko”. Najpierw popłynęło drzewo gotowe do sprzedaży. Rozpłynęło się po całej okolicy. Potem woda zabierała kolejno wszystkie samochody z podwórka. Zaczynając od mniszych aut osobowych i wózków do przewożenia drewna, a skończywszy na potężnych samochodach ciężarowych, które zostały porwane kilkaset metrów dalej na łąki. Z nurtem rzeki, która wylała, popłynęło także betonowe ogrodzenie i części zabudowań. Kilka okien, ściany i mniejsze sprzęty również zniknęły gdzieś pod wodą.
– Nie wiem, jak będzie dalej. Na początku nie mogłem na to patrzeć, nie miałem chęci do życia… Potem przyszli sąsiedzi. Zaczęli sprzątać, pomagać, nawet całą noc, w niedzielę nikt nie odpoczywał. Wynoszą zniszczone rzeczy, sprzątają. To tchnęło w mnie nadzieję. Choć firma może już nigdy nie wyglądać tak, jak wcześniej. Jeszcze nie obliczyłem wszytego, ale straty sięgają nawet pół miliona złotych – mówi załamanym głosem właściciel Tartaku.
Na podwórku wszystkie sprzęty przykrywa gruba warstwa mułu. Wiele z nich zostało zalanych i przestało działać. Dopiero w niedziele podłączano ponownie prąd. Pomieszania biurowe i sanitarne zostały całkowicie zalane. Tam woda była największa i sięgnęła ponad dwóch metrów. Nie ostało się nic! Wszystkie meble zalane. Elektronika utonęła. Zniszczone zostały też wszystkie dokumenty firmy.
– Faktury, umowy, wszystko w błocie. Papier rozchodzi się w rękach. Nie mam już nic. Żadnych dokumentów. Wszystko, co było na komputerach też zalane. Nowe pomieszczenia, które miało właśnie wymienione okna, wszystkie okna straciło. Miałem tam tynkować. Teraz zostały łyse ściany i muł – opowiadał Tadeusz Piejko.
Z budynku trzeba wszystko wyrzucić. Zalany został każdy sprzęt. Wiele maszyn już nie będzie mogło pracować. Nie wiadomo co z samochodami, które porwała rzeka. Podwórko zamieniło się w wysypisko popowodziowych śmieci napawające dramatyzmem.
Chociaż od momentu powodzi u Tadeusza Piejki pracują okoliczni mieszkańcy to wszystko za mało. Potrzeba jest doraźna pomoc. Założono zrzutkę, możesz pomóc wpłacając pieniądze na stronie: zrzutka.pl
– W niedzielę rano było kilku żołnierzy WOT, potem ich zabrano. Nie wiem dlaczego. Zostaliśmy sami. Miałem ubezpieczone tylko budynki, ale to wszystko. Liczę na jakieś wsparcie ze strony państwa. Zatrudniałem kilka osób ze wsi. Nie wiem, co teraz będzie. Bez pomocy, nie tylko moja firma nie poradzi sobie, ale i rodziny moich pracowników – dodał załamany mężczyzna.
Masz podobny temat? Napisz do autora tekstu: [email protected].
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express: KLIKNIJ TUTAJ!