Po zakupieniu galarety wieprzowej z samochodu, którym na targ w Nowej Dębie przyjechała Regina S. (55 l.) z mężem Wiesławem S. (56 l.), trzy osoby trafiły do szpitali. Wśród hospitalizowanych są dwie kobiety z Nowej Dęby, w wieku 71 i 66 lat. 54-letni mężczyzna zmarł zaledwie dwie i pół godziny po zjedzeniu zatrutej galarety!
Zobacz: Tragedia w Nowej Dębie. Jaka ilość galarety zabiła 54-latka? Zmarł w błyskawicznym tempie
To Iurii N. obywatel Ukrainy mieszkający w Nowej Dębie. Do Polski przyjechał po wybuchu wojny na Ukrainie. Został zatrudniony jako pracownik techniczny w szpitalu w Nowej Dębie. Osierocił dwoje dzieci i żonę. W środę, 21 lutego w Krakowskim Instytucie Ekspertyz i Badań Sądowych odbędzie się sekcja zwłok mężczyzny, która da odpowiedź na pytanie, co było dokładną przyczyną zgonu 54-latka.
O tym, że mięso sprzedawane przez małżonków może być felerne służby dowiedziały się już w sobotę. Od razu wysłano alert RCB do części województwa podkarpackiego, aby niespożywano mięsa zakupionego na targu w Nowej Dębie. Policja zaczęła poszukiwania sprzedawców. W niedzielę (18 lutego) rano zatrzymano dwie osoby z powiatu mieleckiego. To małżeństwo Regina i Wiesław S. Oboje trafili do aresztu.
- Przyznali się, że hodują trzodę i dla podreperowania budżetu domowego wyrabiają wędliny, które sprzedawali na terenie Nowej Dęby – mówiła Beata Jędrzejewska–Wrona, rzeczniczka Komendy Policji w Tarnobrzegu. Mieszkańcy wsi w której mieszka Regina i Wiesław S.oraz sprzedawcy z targowiska w miejscowości Nowa Dęba opowiedzieli nam o małżeństwie. - Handlowali własnymi wyrobami mięsnymi chcąc dorobić sobie do domowego budżetu, z pewnością jednak nie byli na targu co weekend - mówią.
Czytaj także: Trujące mięso z Nowej Dęby. Jedna osoba nie żyje. Prokuratura mówi o warunkach produkcji: "Dalekie od ideału"
Sporo osób ich kojarzyło, mieli swoich klientów i do tej pory nie było zastrzeżeń do ich produktów. – Wiesiek poważnie choruje. Zmaga się z wieloma przypadłościami. Reginka jeździła po świecie i pracowała fizycznie, to przy jabłkach czy innych pracach rolnych, żeby zarobić. Rocznie mieli ok. 8-10 świń. Zabijali je i sprzedawali. Wszyscy u nich kupowali i nigdy nie było nic złego. Ja kupowałam tam wędlinę, pasztety, nawet tę galaretę! Wszystko zawsze bardzo dobre, świetnie wykonane! Nie wierzę, że by jakiś brud mieli. Oni o to dbali, jeździli na targ sprzedawali. Nigdy nic od nich nie wyszło złego. Wszyscy wokół i u nas we wsi, i okoliczne wioski brali od nich przede wszystkim wędliny, bo były bardzo dobre. Boże, takie nieszczęście ich spotkało. Nie zasłużyli sobie na to! To tacy dobrzy ludzie - mówiła jedna z sąsiadek małżeństwa S.
Andrzej Dubiel, rzecznik Prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu przyznał, że w miejscu zamieszkania małżeństwa policja zabezpieczyła ok. 20 kg wyrobów, które następnie trafiły na badania laboratoryjne. Wśród nich były również galarety wieprzowe. Ich wyniki ostatecznie rozstrzygną, co otruło, aż trzy osoby. Prokurator zaznaczył również, że warunki sanitarne w domu małżeństwa, gdzie przygotowywano mięso, były „dalekie od ideału”. Oboje przyznali się do zarzucanych im czynów, ale odmówili składania zeznań. Na chwilę obecną zarzuty jakie oboje usłyszeli dotyczą narażenia na utratę życia i zdrowia. Czy dostaną dodatkowe zarzuty, wiadomo będzie po sekcji zwłok Iuriiia N. Prokurator Dubiel dodał, że małżeństwo po przesłuchaniu zostało zwolnione do domu i zastosowano wobec nich wolnościowe środki zapobiegawcze.
Sąsiedzi stoją za nimi murem
We wsi pod Mielcem, gdzie mieszkało małżeństwo, ludzie stoją za nimi murem. - Dużo ludzi od nich brało wędliny. Nikt nie pytał, czy to jakoś sprawdzone, ale zawsze mieli dobre, nie było się do czego przyczepić. Przecież u nas każdy kto ma świnie, to ją zabija i ma mięso, nikt tego nie bada. Wszyscy jedzą i nikt nie choruje. To teraz taka nagonka na nich i na tych co sprzedają będzie. Oni tutaj kupili ten dom, mieli całą gospodarkę, to i hodowali świnie. Mają kawałek pola, uprawiali warzywa, bo przecież świnie też coś muszą jeść. Mają jednego syna. W Krakowie mieszka, też porządny chłopak. Oni też bardzo dobrzy, spokojni, pracowici ludzie, żadna patologia. To, co im się przydarzyło, to ogromne nieszczęście. Przecież sami mogli się potruć! To jest tragedia, że nie żyje człowiek, on miał tyle lat, co oni. U nas tutaj wszyscy o tym mówią. Przecież niemal w każdym domu na wsi u nas trzyma się zwierzęta, ludzie je zabijają, jedzą i wszyscy są zdrowie, więc skąd nagle u nich coś - zastanawiała się inna sąsiadka.
Listen on Spreaker.