W czwartek ok. 21.40 w Leżachowie wybuchł pożar. –Grałem z kolegą w karty w garażu. Nagle usłyszeliśmy jakiś wybuch i wybiegliśmy na zewnątrz. Zobaczyliśmy u sąsiada zapłakane dziecko przed domem. Dziewczynka się paliła! Gdy tylko zorientowaliśmy co się dziej kolega wziął gaśnicę z samochodu, ja koce i pobiegliśmy do niej, żeby ją ratować. Kolega polewał ją pianą z gaśnicy ja okładałam kocami. Potem był drugi wybuch. Już wtedy zdzwoniłem pod 112 i tam wytłumaczyli mi, żeby dziewczynkę wziąć do wanny i polewać letnią wodą. Kolega już przed domem rozebrał ją do pampersa. Pobiegliśmy do mojego domu z dzieckiem i natychmiast włożyliśmy ją do wanny. Potem szukaliśmy gdzieś jej ojca wokół domu. Wiedzieliśmy, że w takich sytuacjach nie wolno wchodzić nam do budynku. - mówił Kamil Czercowy (29l) Komendant OSP Leżachów, który ratował dziewczynkę.
-Ona wyglądała jak chłopczyk. Miała poparzone nóżki i rączki, spalone włosy. Ubranie na niej się tliło. Ile razy zamknę oczy widzę to płonące dziecko. Nikt u nas nie zmrużył oka przez całą noc- mówiła sąsiadka. –Jak zamiatałam spalone kawałki ubrania i skóry w łazience po tym jak ją zabrali to serce mi waliło jakby chciało uciec z piersi. Artur (ojciec rodziny -przyp. autora) pracował z synem przy wykończeniówce. Sam remontował sobie ten dom, który wynajmowali od sierpnia tamtego roku. Jak się dowiedziałam, że on nie żyje nie mogłam uwierzyć. Przecież popołudniu zawoził Ewę (partnerkę - przyp. autora) do szpitala. Na drugi dzień miała mieć cesarkę- dodała sąsiadka.
Ewa F.(28l) i Artur F.(30) poznali się w Holandii. On pochodził z Radomska (woj. łódzkie) ona z Manasterza (woj. podkarpackie). Pokochali się i zostali parą i zamieszkali na Podkarpaciu. Potem urodziła się Anielka. W ubiegłym roku w walentynki w jednej z jarosławskich restauracji Artur oświadczył się Ewie. Planowali ślub, ale nie w najbliższym czasie. Priorytetem było wyprowadzenie się od rodziców i stanięcie na własnych nogach. Potem ona dowiedziała się, że jest w drugiej ciąży. Wtedy już mieszkali w wynajmowanym domu w Leżachowie – Mówiła że to będzie synek. Nawet żartowałam do niej, żeby wdał się w ojca, to będzie grzeczny chłopak. Ona chciała żeby dziecko nazywała się Antoni. Widziałem jak wczoraj Artur wrócił ze szpitala to nawet powiedział, że teraz został sam z Anielką, a przywiezie już niebawem synka. Boże tego synka już nie zobaczy. Jak to się wszystko stało to wyniósł córeczkę przed dom. Ona ponoć się cała paliła. On ją uratował. Potem pobiegł do domu, jego znaleziono z głową w wannie. Może chciał namoczyć ręczniki, żeby ugasić córkę, albo nabrać wody, żeby ją polać. Nie wiem. Ale nie wyobrażam sobie co w tym szpitalu powiedzą tej dziewczynie. Przecież narzeczony nie żyje, córka w szpitalu, 56% poparzonego ciała, a dom spalony. To się załamać można jedną taką wiadomością, a co dopiero tyloma- mówił sąsiad rodziny.
-Policjanci wyjaśniają okoliczności pożaru, do którego doszło wczoraj wieczorem w Leżachowie. W chwili kiedy doszło do pożaru, w domu przebywały dwie osoby – 30-letni mężczyzna i 2-letnie dziecko. Niestety życia mężczyzny nie udało się uratować, natomiast 2-letnia dziewczynka z poważnymi obrażeniami trafiła do szpitala. Na miejscu pracowały służby ratownicze. Policjanci wraz z prokuratorem wykonali oględziny i zabezpieczyli ślady. Ich analiza pozwoli wyjaśnić okoliczności tego tragicznego pożaru. Zwłoki mężczyzny zabezpieczono do badań- poinformowała Justyna Urban z KPP Przeworsk.
Masz podobny temat?
Napisz do autora tekstu: