Pluskwy - jak rozpoznać ugryzienia?

i

Autor: Shutterstock Pluskwy - jak rozpoznać ugryzienia?

Szok!

Turystów w Bieszczadach pogryzły pluskwy. Pobyt w domku będą długo wspominać

2024-08-29 10:09

Urlop kojarzy się z miłym wypoczynkiem i relaksem. Sporo stresu przeżyli jednak turyści z Kujaw, którzy przyjechali w Bieszczady. Jak się okazało, w domku, który wynajęli, były pluskwy. Jedna z uczestniczek wyjazdu trafiła na SOR.

Turyści wynajęli w Bieszczadach domek na 10 dni. Kiedy po trzech dniach wakacji pojawiły się u nich nieznaczne ślady ukąszeń, zbagatelizowali je - byli przecież w Bieszczadach, a podczas leśnych, górskich wędrówek łatwo o ugryzienia owadów. W kolejnych dniach jednak problem zaczął narastać. Kiedy turyści sprawdzili materace, oniemieli. I to wcale nie z zachwytu.

- W łóżku, w którym spałem z partnerką, znaleźliśmy 3-4 małe pluskwy - powiedział turysta "Gazecie Wyborczej"

Gdy turysta zawiadomił recepcję, obsługa wymieniła materac. Stary został jednak w pokoju, jak tłumaczono - musi zająć się nim firma dezynsekcyjna.

Chociaż turyści otrzymali propozycję skorzystania z innego apartamentu, nie skorzystali z niej ponieważ ich wakacje już się kończyły.

- Zostały nam już tylko dwa dni do końca pobytu. Nie chcieliśmy się przenosić ze wszystkimi rzeczami, pakować, a później znowu rozpakowywać, więc zostaliśmy. Tym bardziej że byliśmy zapewniani, że cała dezynfekcja potrwa 5-6 godzin - opowiada turysta "Wyborczej".

Jak się okazało w praktyce - dezynsekcja potrwała około 10 godzin, a firma rozpoczęła pracę w południe, a nie z samego rana. Ośrodek zaproponował skrócenie czasu pobytu i zwrot pieniędzy, jednak goście się na to nie zdecydowali ze względu na wykupiony nocleg w Lublinie na drogę powrotną.

Pluskwy w domku w Bieszczadach. Rzeczy w nieładzie i nieprzyjemny zapach

Kiedy goście mogli już wejść do domku po dezynsekcji, okazało się, że wszystkie rzeczy są przewrócone do góry nogami, a w dodatku unosi się nieprzyjemny zapach.

- Pan z obsługi chciał nam zniwelować nieprzyjemny zapach chemicznym odświeżaczem powietrza o zapachu pomarańczy z marketu. Nasze czyste ubrania, pomieszane były z brudnymi. Jedzenie, które zostawiliśmy na wierzchu, było do wyrzucenia. Nikt nas nie uprzedził, jak wygląda taki proces, jak powinniśmy się do niego przygotować, co zrobić po. Firma przyjechała, zrobiła swoje, wystawiła fakturę na 500 zł i wyjechała - kwituje turysta.

To jednak nie wszystko! Jak twierdzi turysta, w pokoju znajdowały się martwe oraz wciąż żywe pluskwy. Po telefonie do recepcji, zostały one posprzątane.

- Po ciągnących się długo w noc perypetiach na koniec okazało się, że w całym domku nie ma pościeli, kołder, poduszek, które przed dezynsekcją zostały zabrane, a czyste nie zostały przyniesione. Trzeba było znowu dzwonić i dopraszać się. Poprosiliśmy także o wymianę stelaża łóżka, bo okazało się, że to właśnie w nim jest siedlisko insektów. Byliśmy bardzo zdenerwowani i bardzo trudno nam było się dogadać - wyznaje turysta.

Turysta postanowił zadzwonić do właściciela.

- Zapytałem, jaką rekompensatę proponuje nam w tej sytuacji. Przecież nie mogliśmy użytkować apartamentu prawie cały dzień, a kiedy weszliśmy, ciągle tam były żywe insekty. Usłyszałem, że robię sobie jaja. On do lasu jeździ i nie takie przygody miał, nie takie zwierzęta widział, a my robimy aferę z niczego. Na tym rozmowa się skończyła - mówi "Wyborczej" mężczyzna.

Mężczyzna złożył reklamację przez portal Booking, ale właściciel odpowiedział na nią negatywnie. W związku z tym turyści nie otrzymali rekompensaty, a jedynie 15 procent od systemu rezerwacyjnego.

Pluskwy w Bieszczadach. Kobieta trafiła na SOR

Jak podaje "Wyborcza", podczas powrotu do domu jedna z turystek trafiła na SOR, gdzie otrzymała zastrzyk sterydowy i leki. Właściciel w rozmowie z "Wyborczą" przyznał, że w apartamencie były pluskwy.

- Skąd się wzięły? One nie biorą się znikąd, tylko z ludzi. W ciągu ośmiu lat funkcjonowania ośrodka mieliśmy pluskwy drugi raz. Nie wiem, jak miałbym się przed nimi ustrzec. Ludzie jeżdżą po całym świecie i je przywożą. Apartament był wynajmowany cały czas. Zareagowaliśmy od razu, nie zbagatelizowaliśmy tego. Wezwaliśmy firmę, która przyjechała najszybciej, jak mogła. Na naszym terenie są dwie firmy. Jedna miała tyle zleceń, że nie mogła przyjechać, a druga przyjechała na drugi dzień. Na wakacjach mają tyle zamówień, że nie nadążają z pracą - powiedział.

- W apartamencie było osiem osób, a tylko jedna została pogryziona. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Dopiero siódmego dnia pobytu problem został nam zgłoszony. Może to ta osoba przywiozła, a kiedy zaczęły ją gryźć, to nam zgłosiła? Może chodziło o niepłacenie za pobyt? Może ten człowiek chce wyłudzić odszkodowanie? - pyta właściciel obiektu.

Turysta zgłosił sprawę do stacji sanitarnej w Ustrzykach Dolnych.

Jadąc w Bieszczady łatwo przegapić tę perełkę
Sonda
Często jeździsz w Bieszczady?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki