Atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Leśnicy z Lutowisk wskazali winnych
Naruszenie spokoju gawrującego niedźwiedzia było przyczyną ataku zwierzęcia w Bieszczadach - tak twierdzą leśnicy z Lutowisk. Do zdarzenia doszło w niedzielę, 12 listopada, w okolicy nieistniejącej wsi Hulskie, gdzie drapieżnik rzucił się na dwóch mężczyzn, jednego z nich ciężko raniąc. Do ataku doszło poza szlakiem, w sąsiedztwie gawry niedźwiedzia, co zdaniem leśników zrzuca odpowiedzialność za zdarzenie na członków Inicjatywy Dzikie Karpaty. Pracownicy Nadleśnictwa przypominają ponadto, że to właśnie na wniosek poszkodowanych i Fundacji Siła Lasu wokół ww. gawry planowano utworzenie strefy ochronnej. W związku z tym do końca października br., zgodnie z zaleceniami Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie, zaprzestano tam prace hodowlane i zamontowano fotopułapkę.
- O tym, że trwa procedura w sprawie utworzenia strefy doskonale wiedzieli aktywiści IDK. Niestety, w niedzielny wieczór 12 listopada naruszyli spokój gawrującego zwierza, prowokując dramatyczną sytuację, której stali się uczestnikami. Podkreślam fakt, że skoro sami składali wniosek o utworzenie strefy, winni zachować reguły, jakie wynikają z tej sytuacji - piszą leśnicy z Lutowisk na swoim profilu facebookowym.
Aktywista odpowiada. Pisze o zbyt małej liczbie stref ochronnych
Do ich zarzutów postanowił się odnieść Łukasz Synowiecki z Inicjatywy Dzikie Karpaty, który feralnej niedzieli towarzyszył ofierze ataku niedźwiedzia. W oświadczeniu wysłanym do redakcji serwisu Nowiny24.pl zwraca on uwagę, że aktywiści od dawna walczą o stworzenie stref ochronnych wokół gawr drapieżników. Według informacji mężczyzny na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie znajdują się jednak tylko dwa takie obszary, choć żyje tam, zgodnie z różnymi szacunkami, od ok. 100 do ok. 250 niedźwiedzi. Jego zdaniem to zbyt mała liczba stref ochronnych prowadzi do większego ryzyka ataku zwierzęcia, choć mężczyzna jednocześnie przyznaje się, że w czasie ostatniego zdarzenia on i jego kolega "nie dochowali należytego bezpieczeństwa".
- W tym roku Nadleśnictwo Lutowiska zdecydowało się na cięcia wokół gawry (prace były prowadzone 60 m od niej) mimo - jak twierdzą na swojej stronie FB - świadomości, że ona tam jest. Nasz ostatni patrol leśny miał na celu sprawdzenie, czy wycinka w wydzieleniu leśnym, w którym znajduje się gawra wciąż się toczy. Niestety, nie dochowaliśmy należytego bezpieczeństwa i stąd atak niedźwiedzia. Bogatsi o to trudne doświadczenie, prosimy jeszcze raz - potraktujmy sprawę ochrony niedźwiedzi na poważnie. Nie wchodźmy im w drogę, twórzmy strefy ochronne w miejscach ich bytowania do których nie będą wchodzić ludzie, w tym ani leśnicy ani aktywiści, edukujmy o zagrożeniu - pisze aktywista, którego cytuje serwis Nowiny24.pl.