Wojna na Ukrainie rozdzieliła Julię z dziećmi i męża. "Mam złamane serce"

2022-03-04 20:34

Dramatycznie wygląda sytuacja wielu uchodźców z Ukrainy. Nie dość, że muszą uciekać przed wojną i nie są pewno o swoją przyszłość, to jeszcze zdecydowana większość musi się rozstać ze swoimi bliskimi. Nie wiedzą, czy jeszcze się zobaczą. Julia ze Lwowa jest zamężna od 18 lat, ale nigdy nie rozstawała się z mężem na dłużej niż dwa dni. - Mam złamane serce, bo moja ojczyzna znajduje się w niebezpieczeństwie - opowiada oczekująca w Dołhobyczowie kobieta w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

WOJNA NA UKRAINIE. Relacja na żywo! Najważniejsze informacje

Julia z Kijowa oczekuje w punkcie recepcyjnym w Dołhobyczowie z dwójką synów: 5-letnim Jełgienem i 13-letnin Denisem. Kobieta została przywieziona na granicę przez męża i 18-letniego syna. Czeka na transport do Wrocławia, stamtąd ruszy w kierunku Niemiec, gdzie mieszka jej brat. Liczy, że tam przeczeka wojnę, choć nadzieja coraz bardziej gaśnie. - Nie bardzo wierzę, że to się zakończy za tydzień lub za dwa - mówi w rozmowie z PAP. Kobieta przez osiemnaście lat małżeństwa nie rozstała się z mężem na dłużej niż dwa dni. Teraz przeżywa ciężkie chwile. - Mam złamane serce, bo moja ojczyzna znajduje się w niebezpieczeństwie. Kto by jeszcze w zeszłym tygodniu pomyślał, że wybuchnie wojna - zastanawia się kobieta, która stara się mówić po polsku, bo jak sama mówi, w dzieciństwie oglądała Bolka i Lolka.

Czytaj koniecznie: Uciekli z Charkowa, nim rozpętało się piekło. 10-letnia Arina: "Chcę, by moja rodzina mogła żyć"

Zostawiłam córeczkę na wojnie, żeby ratować życie drugiej. Potrzebuję pomocy - rozpaczliwy apel Ireny z Ukrainy

Julia pochodzi z obwodu lwowskiego. Pracuje w szkole jako nauczycielka angielskiego. Jej rodzinne strony nie zostały jeszcze zniszczone przez wojska Putina. Ale syreny alarmowe wyją codziennie. - Wtedy uciekaliśmy do piwnicy w szkole. Miałam przygotowaną podręczną torbę z jedzeniem, wodą i lekami dla syna, bo choruje na astmę. Bywały takie dni, że pięć razy musieliśmy uciekać do schronów - opowiada kobieta. I dodaje, że mieszkańcy Ukrainy są bardzo zaangażowani w walkę z okupantem. - Zebraliśmy pieniądze na akumulator do starego samochodu wojskowego, czy zorganizowaliśmy zbiórkę odzieży dla podopiecznych domu dziecka, ktoś robił koktajle Mołotowa. Ja z koleżankami szyłam siatki maskujące. Każdy pomaga, jak tylko może.

Czytaj również: Uchodźcy z Ukrainy dotarli do Katowic. Dramatyczny widok. Serce pęka [ZDJĘCIA]

Z Ukrainy wyjechała za namową męża. Razem z nią w punkcie recepcyjnym w Dołhobyczowie przy granicy polsko-ukraińskiej znajduje się kilkudziesięciu uchodźców. Przed budynkiem znajdują się stosy darów przekazane od ludzi z całej Polski. Wśród nich są ubrania, kurtki, wózki dziecięce, nosidełka. Wewnątrz budynek też jest wypełniony m.in. pampersami, wodą i żywnością. W dużej sali ustawione są - jedno obok drugiego - łóżka z pościelą, kocami. Co jakiś czas podjeżdża autobus, który zabiera przyjezdnych w różnych kierunkach. Takich punktów, jak ten w Dołhobyczowie, jest osiem. Uchodźcy mogą w nich odpocząć, otrzymać gorący posiłek, skorzystać z pomocy medycznej i prawnej. Potem udają się dalej w podróż lub otrzymują przydzielony im kwaterunek.

Czytaj koniecznie: Putin chce WSZYSTKO! Bombardowania nazywa prymitywną propagandą

Sonda
Wojna na Ukrainie. Ile może potrwać, Twoim zdaniem?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki