WOJNA NA UKRAINIE. Relacja na żywo! Najważniejsze informacje
Julia z Kijowa oczekuje w punkcie recepcyjnym w Dołhobyczowie z dwójką synów: 5-letnim Jełgienem i 13-letnin Denisem. Kobieta została przywieziona na granicę przez męża i 18-letniego syna. Czeka na transport do Wrocławia, stamtąd ruszy w kierunku Niemiec, gdzie mieszka jej brat. Liczy, że tam przeczeka wojnę, choć nadzieja coraz bardziej gaśnie. - Nie bardzo wierzę, że to się zakończy za tydzień lub za dwa - mówi w rozmowie z PAP. Kobieta przez osiemnaście lat małżeństwa nie rozstała się z mężem na dłużej niż dwa dni. Teraz przeżywa ciężkie chwile. - Mam złamane serce, bo moja ojczyzna znajduje się w niebezpieczeństwie. Kto by jeszcze w zeszłym tygodniu pomyślał, że wybuchnie wojna - zastanawia się kobieta, która stara się mówić po polsku, bo jak sama mówi, w dzieciństwie oglądała Bolka i Lolka.
Czytaj koniecznie: Uciekli z Charkowa, nim rozpętało się piekło. 10-letnia Arina: "Chcę, by moja rodzina mogła żyć"
Julia pochodzi z obwodu lwowskiego. Pracuje w szkole jako nauczycielka angielskiego. Jej rodzinne strony nie zostały jeszcze zniszczone przez wojska Putina. Ale syreny alarmowe wyją codziennie. - Wtedy uciekaliśmy do piwnicy w szkole. Miałam przygotowaną podręczną torbę z jedzeniem, wodą i lekami dla syna, bo choruje na astmę. Bywały takie dni, że pięć razy musieliśmy uciekać do schronów - opowiada kobieta. I dodaje, że mieszkańcy Ukrainy są bardzo zaangażowani w walkę z okupantem. - Zebraliśmy pieniądze na akumulator do starego samochodu wojskowego, czy zorganizowaliśmy zbiórkę odzieży dla podopiecznych domu dziecka, ktoś robił koktajle Mołotowa. Ja z koleżankami szyłam siatki maskujące. Każdy pomaga, jak tylko może.
Czytaj również: Uchodźcy z Ukrainy dotarli do Katowic. Dramatyczny widok. Serce pęka [ZDJĘCIA]
Z Ukrainy wyjechała za namową męża. Razem z nią w punkcie recepcyjnym w Dołhobyczowie przy granicy polsko-ukraińskiej znajduje się kilkudziesięciu uchodźców. Przed budynkiem znajdują się stosy darów przekazane od ludzi z całej Polski. Wśród nich są ubrania, kurtki, wózki dziecięce, nosidełka. Wewnątrz budynek też jest wypełniony m.in. pampersami, wodą i żywnością. W dużej sali ustawione są - jedno obok drugiego - łóżka z pościelą, kocami. Co jakiś czas podjeżdża autobus, który zabiera przyjezdnych w różnych kierunkach. Takich punktów, jak ten w Dołhobyczowie, jest osiem. Uchodźcy mogą w nich odpocząć, otrzymać gorący posiłek, skorzystać z pomocy medycznej i prawnej. Potem udają się dalej w podróż lub otrzymują przydzielony im kwaterunek.
Czytaj koniecznie: Putin chce WSZYSTKO! Bombardowania nazywa prymitywną propagandą