Od 24 lutego, kiedy Rosja militarnie zaatakowała Ukrainę, do Przemyśla codziennie przyjeżdżają pociągi wypełnione wystraszonymi matkami z dziećmi. Każdego dnia ktoś tam płacze nad swoim losem, lub uśmiecha się ponuro zdając sobie sprawę, że przekroczył granicę kraju i jest już bezpieczny. Wiele osób na tamtejszym dworcu zdaje sobie sprawę, że ucieczka z Ukrainy to jedno. Teraz trzeba się odnaleźć w Polsce: gdzieś mieszkać, spać, coś jeść i jakoś zorganizować czas i najpotrzebniejsze rzeczy dla dzieci. Pomoc organizowana jest w całej Polsce. Jednym z miejsc, gdzie mogą zgłosić się obywatele Ukrainy, którzy uciekli przed wojną jest Centrum Pomocy Humanitarnej w Przemyślu na ulicy Lwowskiej.
Dworzec w Przemyślu często jest przystankiem w dalszej drodze. Mnóstwo osób kupuje bilety i jedzie do większych polskich miast. Są też tacy, którzy jadą na zachód Europy. Dworzec w Przemyślu jest przystankiem, pierwszym oddechem w Polsce. Miejscem w którym uciekające rodziny mogą się zapatrzeć w podstawowe produkty. Dzieci dostają zabawki i słodycze. Na dworcu wszyscy otrzymują ciepły posiłek, wodę, kawę, herbatę, czy kanapki na dalszą podróż. Wolontariusze pomagają się odnaleźć. Tłumaczą, dokąd jeżdżą pociągi. Służą radą. Strażacy noszą walizki z całym dobytkiem. Gwar, który tam panuje i atmosfera tego miejsca na długo wbija się w pamięć.
Dalsza część artykułu poniżej galerii zdjęć: Wojna odbiera im dzieciństwo. Tłumy maluchów wyrwanych z dziecięcego świata na dworcu w Przemyślu [GALERIA]
Uchodźcy z Ukrainy. Sporo osób nie ma gdzie pójść
Niewinne maluchy siedzą na peronie, próbują się bawić. Matki starają się zorganizować coś dla siebie, dziecka, czy zwierzęcia, które zabrały z domu. W tunelu prowadzącym na perony oraz przy samym dworcu słychać muzykę. Ktoś gra na gitarze i śpiewa ukraińskie pieśni patriotyczne, ktoś śpiewa po polsku, żeby podnieść na duchu uciekających przed wojną.
Tuż przy wyjściu z dworca na perony, Ukraińców wita ogromny baner z wiadomością po polsku i ukraiński "TUTAJ JESTEŚCIE BEZPIECZNI" Wiele osób mówi, że dopiero po wyjściu z pociągu, na dworcu w Przemyślu poczuli się pewniej. Wiele matek zdezorientowanych, z jedną walizką i dzieckiem na ręku podchodzi do wolontariuszy i mówi, że nie ma dokąd pójść. Takie osoby od razu trafiają do Punktu Recepcyjnego, gdzie mogą usiąść, położyć się. Tam ktoś się nimi zajmie i pomoże znaleźć miejsce gdzie bezpiecznie będą mogły przeczekać najtrudniejszy czas.
Nikt nie powinien doświadczać takich sytuacji. Te dzieci nie zasłużyły na to, żeby zabierać im dzieciństwo i zmuszać do ucieczki ze swojego kraju, podwórka, domu. Z jedną walizką wyruszają w podróż która ma trwać w najlepszym wypadku kilkanaście godzin. Jeśli mają swoje docelowe miejsce. Jeśli nie, na dworcu w Przemyślu pierwszy raz spotykają się z falą pomocy. Tam pierwszy raz ktoś stara się tchnąć nadzieję w ich serca. Często łamanym językiem Polacy mówią do matek z dziećmi "Sława Ukrainie, my z Wami"
Trzyletni Adrian żałuje, że mógł zabrać tylko jeden plecak z Psim Patrolem
Adrain (3 l.) z mamą Yaryną (35 l.) sam zagaduje do fotografów napotkanych na peronie i prosi o zdjęcie, potem o zdjęcie z mamą. Mówią, że są z okolic Zaporoża (obwód doniecki), ich podróż do Przemyśla już trwała kilkanaście godzin. Razem jadą do Warszawy. Tam są ich znajomi i liczą, że i dla nich znajdzie się miejsce. Trzylatek ubolewa, że z domu mógł zabrać tylko swój jeden plecak z Psim Patrolem. Mama dziękuje, za okazane wsparcie i pomoc. Łzy ociera tylko, jak Adrian nie widzi. Kiedy patrzy na syna, ciągle się przytulają i całują. Na pożegnanie Adrian prosi, żeby pokazać mu zdjęcia i wskazuje, które jego i mamy fotografie wysłać do taty, żeby wiedział gdzie są. Pani Yaryna mocniej przytula chłopca i tych słów synka nie komentuje. Wsiadają do pociągu. Adrian z okna machał energicznie wszystkim fotografom, których prosił o zdjęcia. Ich pociąg odjechał w Polskę.