To morderca wskazał miejsce, w którym ukrył zwłoki poszukiwanej od maja 25-letniej szwagierki. Grzegorz G. twierdzi, że nie zabił Jolanty z Dębicy (Podkarpacie), a jej śmierć była wynikiem nieszczęśliwego wypadku. Śledczy nie wierzą w tę wersję. Mężczyzna jeszcze w tym tygodniu ma usłyszeć zarzuty.
Jolanta Ś. zaginęła w maju. Była w zaawansowanej ciąży, jednak rodzina nie wiedziała z kim. W sierpniu jej matka zaczęła otrzymywać SMS-y z telefonu kobiety. Jola miała w nich prosić, aby jej nie szukano, bo oddała dziecko do adopcji, i wyjechała za granicę, by uniknąć kary.
Przełom w sprawie nastąpił, gdy policja zatrzymała szwagra dziewczyny, który w listopadzie okradł swojego pracodawcę. Od razu po rabunku zniknął z domu i szykował się do wyjazdu z Polski. Nie udało mu się uciec, bo wpadł w policyjną zasadzkę.
Przesłuchanie i ciało w lesie
W trakcie przesłuchania pękł i wyjawił, gdzie ukryte jest ciało Jolanty. Zaprowadził policjantów do lasu koło Ropczyc i wskazał dół, w którym odnaleziono zwłoki.
Polecany artykuł:
Grzegorz G. twierdzi, że nie zamordował Jolanty. Miał to być nieszczęśliwy wypadek. – Dziewczyna miała spaść z nasypu. Przyznał, że nie wezwał pomocy i ukrył zwłoki – mówi Ewa Romankiewicz z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Śledczy nie wierzą w tłumaczenia mężczyzny. Sekcja zwłok jednoznacznie wykazała, że dziewczyna została zamordowana.
Grzegorz G. już usłyszał zarzut zabójstwa. Grozi mu dożywocie.