O zwolnionych ratownikach z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Przemyślu pisaliśmy kilkukrotnie, m.in. w sierpniu 2021 roku. Jakub Boczar (39 l.) i Grzegorz Chrapek(36 l.) z Przemyśla oraz ich kolega ze stacji jarosławskiej są przedstawicielami związków zawodowych. Upominali się o wyrównanie płac wśród wszystkich ratowników medycznych z ich rejonu (tj. Przemyśl, Lubaczów, Jarosław i Przeworsk).
Wszyscy zostali zwolnienie dyscyplinarnie. Dyrekcja pogotowia zarzucała zwolnionym ratownikom ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych, stwarzające zagrożenie dla funkcjonowania zakładu pracy oraz życia i zdrowia pacjentów. Jak podkreślała dyrekcja, przepisy prawa w sposób bezwzględny nie chronią działaczy związkowych, którzy sami ich nie przestrzegają. W oświadczeniu wydanym przez Wojewódzką Stację Pogotowia Ratunkowego w Przemyślu, która zrzesza prawie 200 ratowników, napisano, że w wyniku działań związkowców doszło do próby dezorganizacji pracy w pogotowiu polegającej na tym, że część ratowników poszła na zwolnienia lekarskie.
Ratownicy medyczni walczyli w Sądzie Pracy
Z tymi zarzutami nie zgadzali się sami zwolnieni, którzy o swoje racje poszli walczyć do Sądu Pracy. Na pierwszym posiedzeniu sędzia zachęcał obie strony do podjęcia negocjacji i rozwiązania sprawy pomiędzy sobą, nie przed majestatem sądu. Obie strony zgodziły się na taką ewentualność. Dyrekcja doszła do porozumienia ze zwolnionymi ratownikami. Ugoda zawierała informację o cofnięciu zwolnień dyscyplinarnych i przywróceniu do pracy Grzegorza Chrapka i Jakuba Boczara na dotychczasowych warunkach pracy i płacy. Ratownicy zgodzili się na takie rozwiązanie i w kolejnym punkcie przeprosili i wyrazili ubolewanie z powodu negatywnego wpływu, jaki miał przeprowadzony protest w zakładzie pracy na jego funkcjonowanie. Ratownicy mieli też zaniechać krytyki osoby dyrektora WSPR w Przemyślu oraz samego zakładu pracy w mediach społecznościowych oraz w prasie w terminie 3 miesięcy od zwarcia ugody. Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego miała wypłacić obu ratownikom po 12 tys. zł netto tytułem odszkodowania za okres 3-miesięcznego pozostawania bez pracy. To miało zadowolić zwolnionych ratowników i mieli już zaniechać innych żądań od dyrekcji zakładu.
Po podpisaniu tej ugody Wojewódzka Stacja Pogotowia ratunkowego na swoim profilu w mediach społecznościowych zamieściła post:
"W celu wyjaśnienia sprawy oraz uniknięcia niedomówień w kwestii przywrócenia do pracy zwolnionych dyscyplinarnie działaczy związkowych, będących ratownikami WSPR SPZOZ w Przemyślu, publikujemy poniższe oświadczenie.
Ratowników przywrócono do pracy ale... nie w Przemyślu
Jakub Boczar i Grzegorz Chrapek, jako że nie minął jeszcze 3-mesięczny okres pozwalający im wypowiadać się krytycznie o sprawie w mediach, poprosili swojego prawnika Michała Muzyczkę o interwencję. Co prawda ratownicy zostali przywróceni do pracy, ale nie w stacji w Przemyślu, a podległych podstacjach, które są jeszcze mniejszymi podstacjami przeworskiego pogotowia. Według mecenasa ratowników, ci pracują w Kańczudze i Sieniawie, czyli jednostkach oddalonych od Przemyśla o ok. 50 i 60 km
Pracownicy wezwali pracodawcę do wykonania ugody i przywrócenie ich do pracy na dotychczasowych stanowiskach czyli w Pogotowiu w Przemyślu. W związku z negatywną odpowiedzią, adwokat pracowników zapowiada skierowanie sprawy do sądu, celem wyegzekwowania w/w ugody i nałożenia 1000 zł grzywny na dyrektora lub nakazania zapłaty na rzecz pracowników tej kwoty za każdy dzień zwłoki w przywróceniu pracowników na wcześniejsze stanowiska
- W takiej sytuacji konsekwencje finansowe będą dotyczyć bezpośrednio dyrektora, a zapłacone środki nie będą pochodziły z budżetu Pogotowia, czyli z pieniędzy podatników- mówił adw. Michał Muzyczka.
Niestety, konflikt w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Przemyślu, która w obecnym czasie ma mnóstwo pracy w związku z sytuacją na Ukrainie, zdaje się nie mieć końca.