Tragicznie zakończył się policyjny pościg za kierowcą opla, który rozegrał się w nocy z piątku na sobotę (6/7 maja) w Pszczynie. Wszystko zaczęło się ok. godz. 23:30, gdy na ul. Katowickiej policjanci z oddziału prewencji postanowili zatrzymać kierowcę opla, który jechał bez włączonych świateł. Siedzący za kierownicą opla mężczyzna zignorował jednak sygnały funkcjonariuszy i zaczął uciekać. Policjanci ruszyli za nim w pościg.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Bielsko-Biała. 12-latka zaatakowana nożem przed szkołą. Dziewczynka jest w ciężkim stanie
Kierowca opla, mimo że zdążył oddalić się od jadącego za nim radiowozu na znaczną odległość, nie odjechał jednak daleko. Starając się zgubić pościg, wjechał na rondo pod prąd i zderzył się z prawidłowo jadącą toyotą.
- Policjanci, którzy podjęli pościg za kierowcą, nie byli naocznymi świadkami tego zdarzenia - na miejsce wypadku dojechali dopiero po jakimś czasie - poinformowała podkom. Magdalena Szust z zespołu prasowego śląskiej policji.
ZOBACZ TEŻ: Co ten rowerzysta miał w głowie?! Kolarz przydzwonił na własne życzenie
Na szczęście kierująca toyotą 51-letnia kobieta nie odniosła poważniejszych obrażeń. Poważnie ranny został natomiast 33-letni kierowca opla. Mężczyzna był reanimowany na miejscu wypadku i początkowo udało mu się przywrócić funkcje życiowe. Po rannego przyleciał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety, później stan mężczyzny się pogorszył. Ostatecznie 33-latek zmarł w wyniku odniesionych obrażeń w szpitalu w Bielsku-Białej.
Dlaczego 33-latek nie zatrzymał się na wezwanie policjantów? Odpowiedzi na to pytanie ma udzielić prowadzone postępowanie. Śledczy mają już w tej sprawie robocze hipotezy, ale na razie ich nie ujawniają.