Anna umierała w szpitalu przez osiem godzin. Prokuratura bada sprawę już trzy lata

i

Autor: Shutterstock

Śląska Izba Lekarska zadziałała szybciej

Anna umierała przez osiem godzin. Tyle czkała na badania. Prokuratura od trzech lat zajmuje się sprawą

Anna z Rybnika nie odczekała swoich 33 urodzin. Dwa tygodnie wcześniej zmarła w karetce jadącej ze szpitala w Rybniku do placówki w Katowicach. Jak wynika z relacji bliskich kobiety, ta czekała w Rybniku przez osiem godzin na wynik badania na korona wirusa. Prokuratura bada sprawę od trzech lat. Śląska Izba Lekarska zbadała sprawę szybciej.

Wszystko rozegrało się 12 grudnia 2021 roku. Pani Anna poczuła się rano źle, poszła jeszcze osiodłać konie na zajęcia z dziećmi, jednak duży problem sprawił jej powrót do domu. Z każdą minutą traciła siły. Drętwiała jej lewa ręka i miała ucisk w klatce piersiowej. Po godzinie 15 kobieta trafiła na SOR w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku. I tam według relacji bliskich kobiety rozegrał się dramat.

Nikt nie wiedział, co jej dolega. Jak relacjonował lokalny portal rybnik.com.pl, 32-latka czekała na wynik testu na koronawirusa. Sama nie była zaszczepiona. Po tym, jak po ośmiu godzinach okazało się, że wynik testu jest ujemny, podjęto decyzję o przetransportowaniu jej do szpitala w Katowicach. Ale w drodze do drugiej placówki pacjentka zmarła.

- Moja Ania umarła, bo czekała ponad 8 godzin na test tylko dlatego, że nie była zaszczepiona. Nie chciano jej zabrać na oddział kardiologiczny, choć badania i EKG pilnie tego wymagały. Jej serce ciągle słabło - pisał wstrząśnięty brat kobiety, Przemysław.

Jak dodał mężczyzna: "Procedury okazały się ważniejsze od życia". W rozmowie z "Super Expressem" rzecznik szpitala w Rybniku, tłumaczył: "Mamy w szpitalu zarówno testy antygenowe jak i testy PCR. W przypadku osób niezaszczepionych stosujemy jednak ten drugi rodzaj testów z prostego względu - są one zdecydowanie dokładniejsze. Oczekiwanie na wynik było tak długie ze względu na dużą liczbę testów, z którymi musiało się zmierzyć laboratorium z którym współpracujemy".

Szpital nie ujawnia, dlaczego podjęto decyzję o przetransportowaniu kobiety do placówki w Katowicach. Decyzja ta zapadła, gdy kobieta była już przyjęta na oddział oddział kardiologiczny WSS nr 3. Po północy 13 grudnia, zdecydowano o transporcie kobiety do Katowic, gdzie lekarze mieli jej wszczepić rozrusznik serca. Nie udało się, bo kobieta zmarła w karetce.

Sprawę od trzech lat bada Prokuratura Okręgowa w Katowicach, jak informuje w rozmowie z "Faktem" prokurator Izabela Knapik katowickiej prokuratury: "Referent oczekuję na opinię uzupełniającą biegłych". Nikomu też nie postawiono zarzutów. Jak podaje "Fakt", Śląska Izba Lekarska zadziałała szybciej. Dwie lekarki z rybnickiego szpitala będą odpowiadać za przed sądem lekarskim za nieudzielenie pacjentce pomocy. Jak informuje Alicja van der Coghen, rzeczniczka Śląskiej Izby Lekarskiej, "Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Katowicach rozpatrzył skargę, przeprowadził postępowanie wyjaśniające, postawił zarzuty i skierował sprawę do Okręgowego Sądu Lekarskiego w Katowicach". Teraz Sąd Naczelny Lekarski w Warszawie podejmie decyzję i wskaże właściwy sąd, który zajmie się rozpatrzeniem sprawy. 

Źródło: SE.pl, "Fakt".

Agata była w ciąży i miała koronawirusa. Skończyło się tragicznie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki