Poszła w samym szortach i staniku na Babią Górę. Omal nie zamarzła!
Do zdarzenia doszło w sobotę 16 stycznia. Pani Janka wraz z czwórką swoich znajomych postanowiła wybrać się na "morsowanie" po górach. Chciała wejść na Babią Górę w samych szortach i staniku. Ta wyprawa mogła się skończyć tragicznie. - Wyprawę zaczęliśmy o 10.30. Nie było silnego wiatru, a temperatura wynosiła mniej więcej -5 stopni. Według prognoz, które sprawdziliśmy, wysokie mrozy miały się zacząć dopiero kilka dni później. Liczyłam się z tym, że może dojść do nagłego załamania pogody - opowiada w rozmowie z Uwagą.
Część grupy się odłączyła ze względu na coraz silniejszy mróz, ale pani Janka chciała iść dalej. Jednak tuż przed szczytem sytuacja się skomplikowała. - Byliśmy już prawie pod samym szczytem, kiedy pomyliliśmy drogi. W pewnym momencie zauważyliśmy, że zamiast wchodzić, schodzimy. Widoczność nie była najlepsza z powodu dużego wiatru i panującej zamieci. Kolega powiedział: „Janka są trudne warunki, schodzimy”. Zgodziłam się i chciałam się ubrać. Nie mogłam znaleźć podgrzewacza, a moje ubranie było tak zamarznięte, że nie mogło się rozłożyć na mnie po założeniu - mówi kobieta.
Pani Janka nagle zaczęła opadać z sił. W tym samym rejonie na szczęścia znajdowali się inni turyści, którzy zdecydowali się pomóc górskim "morsom". Na miejsce wezwano ratowników. Pierwsi dotarli kilkadziesiąt minut po wezwaniu. - Widok był dość przerażający. Kobieta była przytomna, ale już nie było logicznego kontaktu. Jej cera była kredowa, widoczne było skrajne wychłodzenie W najgorszym stanie były ręce, zaciśnięte w półpięści – powiedział Uwadze Mateusz Świerkosz z Beskidzkiej Grupy GOPR.
Czytaj także: Pogrzeb Patrycji z Bytomia. Rodzina 13-latki pamiętała o jej nienarodzonym dziecku. Piękny gest
Kobieta była skrajnie wychłodzona - temperatura jej ciała spadła do 25,9 stopni Celsjusza. Została przetransportowana do pobliskiego szpitala. Po kilku dniach przetransportowano ją do Krakowa. Na szczęście jej życiu już nic nie zagraża.
Pani Janka jest aktywna fizycznie. Uczestniczyła w wielu górskich wyprawach. Trzy lata temu dała się namówić koledze na morsowanie. Jednak poza tym nie miała górskich doświadczeń zimą. Miała tylko jedno szkolenie przed pierwszym wejściem. - Pojechaliśmy na Śnieżkę. Tam mieliśmy spotkanie o bezpieczeństwie, zasadach. Podkreślano, że to ma być przyjemność i każdy powinien wiedzieć, jakie ma możliwości i w razie potrzeby należy się zatrzymać, ubrać. Nikt nie mówił, jak wygląda hipotermia, ale podkreślano, że w górach mogą być zmienne warunki, a najważniejsze jest bezpieczeństwo - zdradza kobieta.
Czytaj również: Nastoletni mordercy i młode ofiary. Historie tych zbrodni są wstrząsające [GALERIA]
- Himalaiści, do których się nie porównuję, też tracą życie w górach i mają odmrożone ręce. Swoje pasje należy realizować, ale mądrze. Trzeba się do tego odpowiednio przygotować, a nieszczęśliwe przypadki i tak się zdarzają - dodaje na koniec.